1. Konstrukcja i naprawa roweru to dla nas czarna magia
Zaplanować przejechanie kilku tysięcy kilometrów na rowerze nie wiedząc choćby jak wyregulować przerzutkę? Skrajna nieodpowiedzialność, takie historie nie kończą się dobrze.
Jeśli chodzi o naprawy rowerów to nie znaliśmy się na tym tak bardzo, że nigdy nie wymienialiśmy nawet dętki. Jak już kiedyś jedna pękła to podjechaliśmy do go sportu i za dziesięć złotych rękoma chłopca z serwisu rozwiązaliśmy nasz problem. Jeżdżąc do pracy zdarzały się nam drobne awarie. Gdy Ani spadł łańcuch, ktoś życzliwy zakładał go zanim jeszcze zdążyła wyciągnąć telefon i zadzwonić po assistance. Gdy uszkodzeniu uległy klocki hamulcowe u Rafała, po prostu przestawał uszkodzonego hamulca używać, albo przerzucał się na hamowanie podeszwą buta (ta umiejętność bardzo przydała się w Armenii). Odkryliśmy wówczas niezwykłe właściwości garażu rodziców Ani, gdy tylko zostawialiśmy tam rowery, po kilku dniach odbieraliśmy je naprawione, nasmarowane i wyczyszczone. Poszukajcie dobrze, na pewno w waszej okolicy też jest przynajmniej jeden taki magiczny garaż!
Mimo braku nawet podstawowej wiedzy postanowiliśmy przesiąść się w podróży na rowery i od razu ruszyć przez mniej zurbanizowane regiony, gdzie na jakąkolwiek pomoc techniczną nie mieliśmy co liczyć (na magiczny garaż raczej też nie). Wszystko co zrobiliśmy przed wyruszeniem w trasę z Chin do Armenii to ściągnięcie dwóch giga filmików z instrukcjami. Pierwszy odpaliliśmy na pustyni jeszcze w Chinach gdy zaszła konieczność wymiany dętki. Z czasem okazało się, że rower to jednak niezbyt złożone urządzenie i na szczęście dość idiotoodporne, a my przecież magistrzy zarządzania, robiący doktorat z życia, nie obchodziliśmy się z dwoma kółkami aż tak źle. Daleko było nam do Anglika Jonathana, który po przejechaniu 8 tysięcy kilometrów przyglądał się swoim łysym oponom i rozciągniętemu łańcuchowi zastanawiając się czy da radę przejechać na tym zestawie jeszcze Pamir. Bardzo zafascynował go skuwacz do łańcucha i obiecał sobie nabyć takie zabawne urządzenie jak tylko trafi po drodze na sklep rowerowy.
Możecie wyruszyć w długą rowerową podróż nie znając się na rowerach. Takie historie mają szansę skończyć się dobrze.
2. Nie mieliśmy odpowiedniego roweru na taką podróż
To oczywiste, że nie ma roweru idealnego na naprawdę długą podróż po zróżnicowanym terenie. Inny rower sprawdzi się na asfalcie, a inny na kamienistych podjazdach. Można jednak przygotować się „optymalnie”, dostosowując rower do swoich potrzeb i gorąco do tego zachęcamy. Jak zrobić to dobrze, bardzo precyzyjnie opisali „nagniatamy”. Nie macie takiej możliwości i mimo wszystko wyruszacie? Takie historie nie kończą się dobrze!
Kupiliśmy rowery w Chinach. Ironiczne uuu słyszeliśmy w związku z tym od wszystkich rowerzystów napotkanych po drodze. W ich oczach byliśmy bohaterami, którzy przemierzają świat na wystruganym z próchna pojeździe-zabawce. Rzeczywiście, wybraliśmy bardzo podstawowy model, ale jednak TREKA, renomowanej firmy amerykańskiej. To może jeszcze nie cadillac wśród rowerów, ale co najmniej dodge tyle że z kołpakami i szybą na korbkę. Nie wszyscy zorientowali się, że Chiny przez ostatnich kilka lat nieco się wzbogaciły i nie są już jedynie ojczyzną B-brandów, a znane międzynarodowe marki od dawna posiadają tam swoje przedstawicielstwa. Solidna rama wzbudzała wielkie zaskoczenie, na tyle wielkie, że nikt już nawet nie zastanawiał się czy najniższy model przerzutek shimano, łańcuch no-name i wąskie opony wytrzymają trudy tysięcy przebytych kilometrów. Na pewno przygotowując się do wyprawy w Polsce zainwestowalibyśmy w lepsze podzespoły, a przede wszystkim w „nieprzebijalne” opony schwalbe. I kiedy tak utyskiwaliśmy nad swym losem spotykaliśmy gościa na kolarce. Na kolarce? W Pamir? Z Europy? Może miał fantazję, a może był wariatem, za krótko się znaliśmy żeby stwierdzić jednoznacznie. Tak czy siak łapał gumę już ponad 40 razy, a doborem sprzętu zawstydził nawet naszą chińszczyznę.
Jeśli jego historia zakończyła się dobrze, to i nasza mogła. Twoja także ma szansę.
3. Nie mieliśmy żadnego doświadczenia w wielodniowych podróżach rowerowych
Raz przejechaliśmy z Gdańska na Hel i z powrotem, raz zrobiliśmy stówkę po podwarszawskich lasach i na tym koniec. A potem wybraliśmy się by przejechać Pamir Highway, drugą najwyżej położoną drogę na świecie. No nie, takie pomysły nie kończą się dobrze. Nie tylko, że nigdy nie byliśmy w kilkudniowej trasie rowerowej, ale nigdy nawet nie pakowaliśmy sakw rowerowych, trudno było nam powiedzieć jak powinien wyglądać optymalnie dobrany ekwipunek długodystansowego rowerzysty. Zdecydowanie wolimy też czytać dobre książki niż mapy. Lista naszych „never have I ever” była zdecydowanie dłuższa, ale wyszliśmy z założenia, że kiedyś musi być właśnie ten pierwszy raz. Poznawani w drodze doświadczeni rowerzyści przyznawali, że oni by tak bez doświadczenia w życiu nie zdecydowali się na podobną eskapadę, zwłaszcza biorąc pod uwagę obraną trasę. Tylko szczęście debiutantów może tłumaczyć to, że ta historia zakończyła się dobrze. Wszystkim życzymy dalekich debiutów.
4. Nie jesteśmy okazami zdrowia
Ostatnio na spotkaniu podróżniczym ktoś się nas zapytał jak się czuje człowiek, który przejechał 160 km jednego dnia po pustyni. Przyznajemy, że poza jednym zdarzeniem, gdy prawie umarliśmy z pragnienia, bo źle przeczytaliśmy relację na blogu (wyłapaliśmy, że są liczne stacje benzynowe, ale nie wyłapaliśmy, że akurat nie na tym odcinku), to całkiem nieźle. A z atletami łączy nas wyłącznie to, że również potrafimy wciągnąć pół kilo steków na kolację.
Chyba nie wspominaliśmy też o tym wcześniej, ale Rafał ma wszczepioną sztuczną zastawkę serca. Wadę na szczęście wykryto odpowiednio wcześnie, prawidłowo zdiagnozowano i zoperowano na drugim roku studiów. Skutki? Seksowna blizna na całą klatę i dodatkowe emocje przy oglądaniu filmu „Bogowie”. A wpływ na podróżowanie? Ogólnie niewielki, poza obowiązkowym miejscem w bagażu na roczny zapas leków (z czego wynikło tłumaczenie się w Uzbekistanie na granicy), zastanawianiem się jaką opcję ubezpieczenia wybrać– bo taka zastawka to niby już nie choroba przewlekła, ale czy PZU będzie tego samego zdania skoro przyjmowany jest stale lek? Ze względu na charakterystyczny dźwięk zastawki zawsze istnieje też ryzyko, że nas aresztują na lotnisku, podejrzewając, że Rafał połknął głośno cykającą zegarową bombę. Poza tym może robić wszystko, co potwierdził Ani kardiolog gdy upewniała się przed ślubem, czy testowany egzemplarz wytrzyma trudy małżeństwa.
Mimo wszystko, lata ograniczeń zrobiły swoje. Ani też lepiej wychodziło chowanie się z fajką za szkołą niż skakanie przez kozła i biegi przełajowe. Postawić taki duet żeby mierzył się z dwukilometrowymi przewyższeniami to murowany przepis na historię, która nie kończy się dobrze.
Tymczasem, już podczas pierwszych dni w Chinach weszliśmy na obroty pozwalające nam pokonywać ponad stukilometrowe dystanse dzień po dniu. Oczywiście, że byłoby nam łatwiej gdybyśmy wychowali się w crossfitowej klatce, ale silną wolą i determinacją można nadrobić te niedostatki. Uwierzcie nam, że do jazdy na rowerze nie potrzeba wielkiej kondycji. Nie trzeba się z nikim ścigać, latem, gdy dzień jest długi, starczy czasu żeby się wyspać, odpocząć w porze największego upału, ugotować obiad, znowu odpocząć i jeszcze dojechać do celu przed zmierzchem. Zaraz, zaraz, jakiego znowu celu? Może być nim dający cień zagajnik lub wygodna łąka i nie ma znaczenia to, że przejechałeś dziś dopiero 20 kilometrów. To twoja wyprawa, a ty przecież z nikim się nie ścigasz i chcesz żeby ta historia zakończyła się dobrze.
Pingback: Ze Źródeł #54 » Kuba Osiński()