Banaue i Sagada: od tarasów ryżowych do trumny

23 marca 2015  By nakreceni.in 
3


Autobus do Banaue wiózł nas w bardzo komfortowych warunkach. Nie wszyscy z naszego pojazdu podzieliliby jednak nasze zdanie. Kilka osób, które zakupiły bilety w ostatniej chwili otrzymało przydział na dostawce, co w istocie wiązało się z niewygodami dla nich samych i z dyskomfortem dla osób, do których się dostawiły. Na pokładzie, akurat przed nami, zasiadła też grupka rodaków. Starsi państwo, ale żwawi dość, zdecydowanie nie nieśmiali, a wręcz hałaśliwi. Przywitaliśmy się, zajęliśmy miejsca i po kilku minutach żałowaliśmy, że nie mamy ze sobą prażonej kukurydzy. Polskiej ekipie bardzo nie podobała się jazgotliwa muzyka wydobywająca się z głośników. Odpowiedzialnością obarczyli młodą Filipinkę z rzędu obok. Ona ma głośniczek i to tak hałasuje, schowała w torebce. Niemądra ona jaka, żeby tak muzyki słuchać na cały regulator! Najlepiej władająca angielskim z całego grona podpuszczona przez koleżanki starsza pani zaatakowała dziewczynę trochę w ponglish, trochę na migi tłumacząc: nie możesz soee paniusia wrzucić na te, o, słuchaweczki tego jazgotu?! Filipinka bardzo kulturalnie odparła, że z tym tematem należy zgłosić się do kierowcy, bo to z autobusowych głośników wydobywa się hałas. Grupa nie dała temu wiary. Ja wiem, że ona trzyma głośnik w torebce! Później jeszcze wiele tematów wzbudzało kontrowersje wśród Polaków i chyba nie będą wspominać tej podróży najlepiej. My odpuściliśmy oglądanie filmu na rzecz Barei z rzędu przed nami. Musimy uczciwie przyznać za to, że po raz pierwszy spotkaliśmy się, by ktoś pytał nas czy może i do jakiego stopnia opuścić siedzenie. Pamiętajcie, zanim przyładujecie komuś fotelem w nos, to zapytajcie się go czy jest z tym ok! Pani z Polski pytała (po angielsku), my odpowiadaliśmy (po polsku), że może ile wlezie, a pani mimo wszystko zaznaczyła (po angielsku), że opuści tylko troszkę. My pełni szacunku wobec postawy tylko troszkę ubawiliśmy się tym mieszanym dialogiem. Cały akapit jest ku temu, by powiedzieć, że nam droga minęła wygodnie (mało przystanków, sporo miejsca na nogi) i wesoło, ale to odczucie wielce subiektywne.

Do Banaue wybieraliśmy się, by ujrzeć tarasy ryżowe, po których miała nam opaść szczęka, a następnie przedostać się do Sagady, gdzie ze skał zwisają trumny, kilometrami ciągną się podziemne trasy pomiędzy jaskiniami i generalnie szczęka opada często.

Dotarliśmy w góry, zrobiło się zimno i mgliście, mała senna wioseczka przypomniała nam Himalaje. W górskich rejonach na północy Luzon Filipińczycy są znacznie bardziej powściągliwi. Nie nagabują, ani nie narzucają się tak jak ich koledzy z Boracay czy Cebu. Sprawiają wrażenie spokojniejszych i mniej napalonych na dolary. Tutaj turyści sami zgłaszają się w potrzebie, bo na własną rękę na tarasy łatwo nie dotrą, a i tam przyda im się przewodnik. Znaleźliśmy nocleg u dwóch gospodyń, które zarządzały pensjonatem. Takie miejsca lubimy najbardziej- żadnego nagabywania na dodatkowe usługi, za to dbanie, by goście czuli się jak w domu. Brak menu i zbierania zamówień na zaś, za to pyszne śniadania i obiady z tego co gospodyniom staje. Zaintrygowała nas mała duszna sala do karaoke, ale zdążyliśmy przekonać się o jej przydatności. Jednego dnia grupa wyłącznie płci męskiej okupowała to miejsce przez cały dzień domawiając kolejne piwa, zawodząc do mikrofonu i pocąc się adekwatnie do duchoty pomieszczenia i temperatury śpiewanych hitów.

Na tarasy ryżowe do Batad nie dojeżdża żaden publiczny transport, nam z dostępnych opcji najbardziej pasował trójkołowiec. Kierowca dowozi dokąd ciągnie się wciąż budowana droga i czeka na nasz powrót. Podobno bezpieczne rozwiązanie, pomimo uwag, że fragmenty trasy są w opłakanym stanie. Niziutko zawieszony tuktuk niósł nas po błocie i co pewien czas zarywał kołem o kamień. Im wyższa prędkość, tym bardziej stawiało nas w poprzek drogi co nie robiłoby wrażenia gdyby obok nie straszyło strome zbocze góry na którą się wspinaliśmy. Barierek żadnych nie przewidziano, to jednak wciąż Filipiny. Drobne emocje, które w nas zagościły na szczęście mogliśmy wkrótce wypocić na szlaku. Wybraliśmy się bez przewodnika; i słusznie. Być może nie zawsze stąpaliśmy po ścieżce wyznaczonej turystom na tarasach, ale trafialiśmy do celu. Jednym z nich był wodospad, nic szczególnie wartego zobaczenia, jednak dobrze mieć dokąd zmierzać. Sienkiewicz napisał kiedyś o tym przyzwoitą książkę. Same tarasy spodobały nam się, może nie wzbudzając zachwytu jak żółwie i rekiny wielorybie, ale na pewno to najładniejsze tarasy jakie widzieliśmy (a widzieliśmy też Złote Tarasy w Warszawie, więc trochę się na tym znamy). Wśród dzieł poczynionych ludzką ręką to zdecydowanie czołówka miejsc do zobaczenia w całej Azji, choć po dzieła poczynione ludzką ręką raczej polecamy wybrać się na wycieczkę po europejskich miastach i muzeach.

Banaue-3425 [720b] Banaue-3430 [720b] Banaue-3395 [720b] Banaue-3401 [720b] Banaue-3426 [720b]Banaue-3405 [720b] Banaue-3446 [720b]  Banaue-3393 [720b]

Z Banaue do Sagady przedostaliśmy się jeepneyami i czuliśmy zmieniający się klimat. Powietrze zrobiło się mroźne i przeszliśmy w stan trzęsawki, mając na sobie letnie ciuchy i plecaki z polarami przytroczone na dachu pojazdu. Liczyliśmy że kierowca widzi więcej niż my, bo przełęcz spowijała gęsta mgła. Skończył się widok dżungli a nastały bliskie nam lasy iglaste. Niby tylko 3 godziny drogi z jedną przesiadką, a wjeżdżając do Sagady czuliśmy się jak trzy strefy klimatyczne dalej. W Sagadzie wszystko było inne, niż znaliśmy dotychczas z Filipin. Niedrogi nocleg w standardzie wysokiej klasy pensjonatu z pokojem, w którym można grać w golfa; a my bardzo lubimy grać w golfa w pokoju. Z bardzo szybkim internetem na dokładkę. Kolejna zaskakująca rzecz to oficjalne biuro turystyczne, które wzięło na siebie całość pośrednictwa pomiędzy turystami, a dostępem do niektórych atrakcji. Zrozumiałe opłaty za przewodnika po systemie jaskiń wraz z opłatą klimatyczną wnosiło się w biurze i umawiało na konkretną godzinę, ale już by dotrzeć do łatwo dostępnych wiszących trumien, nikt na przewodnika nie namawiał. Dla chcących dowiedzieć się więcej biuro organizowało również tam oprowadzaną wycieczkę za grosze dla grupy osób. Nas zaintrygowały jaskinie i na najdłuższą podziemną trasę łączącą dwie ogromne jamy wybraliśmy się zaraz po przyjeździe.

Jeśli tak jak my z grotołazami nie mieliście dotychczas styczności, to Sagada oferuje absolutnie wspaniałe doznania z tym związane. Długi i wymagający spacer przeciskając się pomiędzy skałami, schodząc głęboko w dół szczelinami lub pnąc się pionowo w górę wspomagając się liną lub barkiem przewodnika, to top naszych przeżyć dotychczas. Tylko dla tej atrakcji można przejechać całą drogę z Manili i wcale tego nie żałować! Oprócz samej adrenaliny gwarantowane są też widoki formacji skalnych, które przybrały kształty jakby wyjęte z płócien impresjonistów. Już w jaskiniach zetknęliśmy się także z wiszącymi trumnami. Ich widok wywoływał ciarki, zwłaszcza, że wielu z nich nie zamknięto z należytą dokładnością lub ktoś je naruszył i wysypywały się z nich ludzkie szczątki. Trumny wiszą na skałach w kilku miejscach w Sagadzie. To stary zwyczaj, mający ułatwić duszy po śmierci wyruszyć do nieba, co wydaje się prostsze startując z kilku/kilkunastu metrów znad ziemi niż metr spod niej. Nie każdego wieszano w trumnie, tylko zmarli śmiercią naturalną dostępowali tego zaszczytu. Dziś jeszcze wypada mieć pieniądze, by sobie na taki atrakcyjny pochówek zasłużyć.

Sagada-3502 [720b] Sagada-3498 [720b]DCIM101GOPRO

Sagada tak nam podpasowała, że zagościliśmy tam przez kilka dni. Górski klimat Filipin bardzo nam odpowiadał, ale pewnie tak jak i nocna podróż do Banaue, to bardzo subiektywne odczucie. W Banaue właśnie, kobiety prowadzące pensjonat musiały tłumaczyć oburzonej Niemce, która wykupiła pokój z łazienką, że u nich nie korzysta się ze spłuczki i kibel zlewa wodą. – My tu tak mieszkamy – trochę tłumacząc, trochę przepraszając odpowiadała zdziwiona właścicielka pensjonatu. Kto inny narzekał, że internet zrywa zasięg i nie zawsze można się do niego podłączyć z iphone’a. – Takie są tu realia, ale to i tak wielki postęp, że teraz mamy dostęp do internetu – trochę tłumacząc, trochę przepraszając odpowiadała coraz bardziej zaskoczona właścicielka pensjonatu. Wszystkich przebił młody Holender, który gdy przyszło do płacenia za nocleg, spytał czy przy głównym placu znajduje się bankomat. Nie ma przy głównym placu? Gdzie jest, w takim razie? – Nie ma tu, w ogóle nie ma, najbliższy bankomat jest w Manili – tym razem już nie tłumacząc, ani nie przepraszając ale po prostu głośno śmiejąc się odpowiadała tyleż rozbawiona co zszokowana właścicielka pensjonatu. W szoku wtórował jej Holender, bo zwyczajnie skończyła mu się gotówka. Uratowała go rodaczka przypadkowo spędzająca noc w tym samym miejscu. Dogadali się na pożyczkę w gotówce i jej zwrot na konto. Inni ludzie wywołują w nas opadanie szczęk jeszcze częściej niż malownicze miejsca, do których trafiamy!

Sagada-3523 [720b] Banaue-3445 [720b] Banaue-3441 [720b]  Banaue-3438 [720b] Banaue-3387 [720b]  Sagada-3494 [720b]Banaue-3352 [720b]Banaue-3355 [720b]




nakreceni.in
nakreceni.in
Nakręceni to Ania i Rafał. Na półtora roku zamieniliśmy etat w biurze na życie w podróży. Z plecakiem i namiotem przemierzyliśmy Azję aż na kraniec świata w Nowej Zelandii. W drodze powrotnej już na rowerze przejechaliśmy z Chin do Gruzji zostawiając pod kołami między innymi szlaki Pamiru. Blog to nie tylko wirtualna szuflada wspomnień, będziemy tu dalej dzielić się przemyśleniami o świecie, często z przymrużeniem oka, bo tak jak w podróżowaniu, tak i w pisaniu o podróżach dystans ma znaczenie. Zostańcie z nami! Jeśli chcielibyście nam zadać pytanie, czy też zaproponować współpracę lub kierunek kolejnego wyjazdu, piszcie na adres: nakreceni.in@gmail.com







Sprawdź również:


  • Hej! Pamiętacie może jaki jest koszt eksploracji jaskiń? Np. jak będę tam z 10-osobową grupą to muszę mieć kilku przewodników? Jaka to może być kwota (plus minus) na osobę/przewodnika?

    • Hej!
      zdaję się, że płaciliśmy około 1000-1200 PHP (w sumie za 2 osoby) i płaciło się za samo wejście podczas rejestracji w tym biurze turystycznym, przewodnik jest zawarty w tej opłacie, więc generalnie to oni zdecydują, czy powinni z taką grupą posłać więcej osób, myślę że tak logicznym byłoby dać wam ze dwie osoby. Zwróć uwagę czy wszyscy są wystarczająco sprawni bo to miejscami wymaga odrobiny ekwilibrystyki :)
      powodzenia!



Czytaj więcej
Rekiny w Donsol i wulkan Mayon na deser W drodze powrotnej nasz kapitan nagle zarządził mobilizację. - Spójrzcie tam! Widzicie ten cień? To rekin! - Nic nie widzimy, prawdę mówiąc, ocean wbrew nazwie nie jest najspokojniejszy, ale rozumiemy ten cyrk. Muszą być jakieś emocje skoro...