Nakręceni w zaczarowanym lesie: Kepler Track

29 kwietnia 2015  By nakreceni.in 
9


Nowezelandczycy swoje flagowe szlaki nazwali nieskromnie The Great Walks, narzucili konieczność rezerwacji noclegów, która wraz z ich ceną limituje liczbę odwiedzających. Poza „9 wspaniałych” rozmieszczonych na dwóch, a właściwie na trzech wyspach (Rakiura Track znajduje się na Stewart Island- niedużej przybudówce Wyspy Południowej), można przebierać w opcjach dłuższych i krótszych trekkingów, a Lonely Planet wydało nawet o nich osobny przewodnik. Jeśli ktoś ma wystarczająco dużo czasu i zapału to może wręcz całą Nową Zelandię zdobyć pieszo, bo w 2011 roku otwarto szlak Araroa, ciągnący się przez 3 000 km, z północy na południe. Władze przekonują, że przejście tej trasy powinno być marzeniem, jak nie obowiązkiem każdego Kiwi.

Jednak prawda jest taka, że nawet najbardziej spektakularny, świetnie przygotowany szlak nie przyniesie odpowiednich wrażeń, jeśli pogoda nie dopisze. Szczyt sezonu w Nowej Zelandii przypada na grudzień-luty, ale jak wiecie wtedy to my się jeszcze opalaliśmy na Filipinach, więc rezerwując bilety na kwiecień postanowiliśmy przyjąć co życie przyniesie. Z resztą przeważnie staramy się wręcz celować w okresy tuż przed sezonem lub po jego zakończeniu, ale skłamalibyśmy mówiąc, że nie mieliśmy obaw. Wyobrażaliśmy sobie nas rozbijających dzień-w-dzień przemoczony, przegniły już namiot (bo leje nieprzerwanie), trzęsących się z zimna (bo zabrakło kolejnych warstw ubrań) i wyjeżdżających kompletnie rozczarowanych (bo mgła zawłaszczyła widok). Po miesiącu zmiennej, acz bardzo łaskawie obchodzącej się z nami nowozelandzkiej pogody, stwierdziliśmy że znów mamy ogromne szczęście; spotkaliśmy się z opinią, że pogoda w NZ jest zupełnie nieprzewidywalna i po chłodnym, deszczowym lecie może przydarzyć się ciepła sucha jesień. Wersji tej nie potwierdzają jednak sami mieszkańcy bo nasz entuzjazm pogodowy przeważnie był gaszony stwierdzeniem „kwiecień, jak kwiecień, przeważnie tak to tu wygląda”. Zasady panujące na szlakach czy w wypożyczalniach samochodowych też sugerują, że kwiecień to jeszcze high-season. Branża turystyczna wyznaczyła jego koniec na 29 kwietnia. Nie wiemy co się stanie jutro z tym pięknie świecącym dziś słońcem, ale wiemy, że spadną ceny. I to spadną znacząco.

Kepler Track to 60 kilometrów jednego z najpiękniejszych, jak i lepiej przygotowanych szlaków na Wyspie Południowej, a do tego zaczynającego się i kończącego w tym samym miejscu, co nie jest bez znaczenia, bo nie trzeba martwić się o transport. Standard kosztuje: miejsce na kempingu za osobę w sezonie to 18 NZ$, a łóżko w schronisku 54NZ$ (po sezonie będzie to odpowiednio 5 i 15$), jednak to nie cena, a dostępność miejsc mogłaby pokrzyżować nam plany. Mogłaby, gdybyśmy stwierdzili, że nie jesteśmy w stanie przejść drugiego dnia 24 kilometrów z plecakami, najpierw ostro się wspinając, a potem zbiegając w dół. To była jedyna możliwość, bo schronisko na szczycie było zarezerwowane do ostatniego miejsca i to pewnie od wielu tygodni. Zostawały kempingi, opcja dla twardzieli, wiadomo.

Znacie nas, nie odpuściliśmy, a wręcz po zakończeniu cali obolali przekonywaliśmy siebie, że dalibyśmy radę i z jednym noclegiem! Może i tak, ale po co? Mając czas i dobrą pogodę warto się nie śpieszyć i podelektować widokami. Nie czujemy się na siłach by tworzyć opisy przyrody jak Eliza Orzeszkowa i ograniczymy się do pokazania zdjęć, ale przyznajemy, że było tak magicznie, że gdyby obok nas przeszła grupa hobbitów, to byśmy zwyczajnie pozdrowili ich hello. Pasowaliby tam. Poznając Nową Zelandię nie dziwimy się wcale, że Peter Jackson właśnie w swojej ojczyźnie postanowił zekranizować Władcę Pierścieni. Obecnie skojarzenie Nowej Zelandii z Władcą Pierścieni jest tak silne i naturalne (Hobitta można z łatwością kupić nawet w sklepach z pamiątkami), że nie zdziwimy się jak niedługo Tolkien powszechnie będzie uważany za Nowozelandczyka i stanie się bardziej nowozelandzki niż sam Jackson, którego nie kinomaniacy często biorą za Amerykanina (bielszego brata Michaela).

Kepler-1-10 (Kopiowanie) Kepler-1-7 (Kopiowanie) Kepler-1-11 (Kopiowanie) Kepler-1-4 (Kopiowanie) Kepler-1-12 (Kopiowanie) Kepler-1-13 (Kopiowanie) Kepler-1-5 (Kopiowanie) Kepler-1-14 (Kopiowanie) Kepler-1-26 (Kopiowanie) Kepler-1-6 (Kopiowanie) Kepler-1-19 (Kopiowanie) Kepler-1-20 (Kopiowanie) Kepler-1-25 (Kopiowanie) Kepler-1-18 (Kopiowanie) Kepler-1-16 (Kopiowanie) Kepler-1-24 (Kopiowanie) Kepler-1-22 (Kopiowanie) Kepler-1-15 (Kopiowanie) Kepler-1-17 (Kopiowanie)

Trzeba przyznać, że 54$ za noc za osobę to całkiem drogi nocleg. Do tego nawet jeśli wybierzesz opcję schroniska to jedyne co zostanie Ci zaoferowane to ciepła wieloosobowa sala, woda pitna i gaz do gotowania (to ostatnie wyłącznie w sezonie). Garnki, prowiant i wszystkie potrzebne rzeczy musisz wnieść na plecach sam, bo w przeciwieństwie do Azji nikt tu usług tragarza nie oferuje. Toaleta to zwykły, często całkiem śmierdzący wychodek, a wszystkie śmieci musisz zabrać ze sobą, bo koszy nikt tu nie postawił. Pojawiają się za to limity wejść, czyli planując urlop w ostatniej chwili może się okazać, że nie będziesz miał gdzie na szlaku spać. Myślicie, że narzekamy? Wręcz przeciwnie! Kończąc trekking zgodnie stwierdziliśmy, że już dawno nie czuliśmy tak bliskiego kontaktu z przyrodą jak tutaj. Na szlaku jest infrastuktura, ale ograniczona została do niezbędnego minimum, brak jakichkolwiek udogodnień. Prowadziliśmy ze sobą długie rozmowy jak można pogodzić dzisiejszą masową turystykę, z ochroną przyrody i stwierdzamy, że to chyba najlepsza droga: limity, opłaty, sprawna organizacja przy jednoczesnym braku ułatwień. I może czasami nie uda ci się zobaczyć tego co chcesz, bo zabraknie miejsc, nie będziesz w odpowiedniej formie lub nie pozwolą Ci na to fundusze. Ale czy dostawanie tych wszystkich miejsc „na tacy” nie zmniejsza ich atrakcyjności? A tak naprawdę chodzi o to, że jest nas coraz więcej, wyjeżdzamy coraz chętniej i jeśli chcemy w przyszłości wciąż mieć możliwość kontaktu z dziką naturą, to trzeba się zastanowić jak jej do tego czasu nie zadeptać. Nowa Zelandia już swój sposób znalazła i przyklasnęlibyśmy Azjatom, gdyby zdecydowali się podążyć tą samą ścieżką!

Kepler-1-8 (Kopiowanie) Kepler-1-9 (Kopiowanie)




nakreceni.in
nakreceni.in
Nakręceni to Ania i Rafał. Na półtora roku zamieniliśmy etat w biurze na życie w podróży. Z plecakiem i namiotem przemierzyliśmy Azję aż na kraniec świata w Nowej Zelandii. W drodze powrotnej już na rowerze przejechaliśmy z Chin do Gruzji zostawiając pod kołami między innymi szlaki Pamiru. Blog to nie tylko wirtualna szuflada wspomnień, będziemy tu dalej dzielić się przemyśleniami o świecie, często z przymrużeniem oka, bo tak jak w podróżowaniu, tak i w pisaniu o podróżach dystans ma znaczenie. Zostańcie z nami! Jeśli chcielibyście nam zadać pytanie, czy też zaproponować współpracę lub kierunek kolejnego wyjazdu, piszcie na adres: nakreceni.in@gmail.com







Sprawdź również:


  • janusz

    n.z. 90% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit – albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylyja wzystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180.
    wszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on – kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje.
    co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby

    • janusz

      sprzedaz auta w n. zeelandii – moze nie byc slodko:

      konczylem wakacje w n.z w marcu, czyli ichniej jesieni, w
      christchurch. oczywiscie chcialem sprzedac auto, kupione tanio i raczej
      parchate. kupione z zalozeniem, ze oddam je na zlom. za zlomy placa
      roznie, ale max. okolo 300 nzd, w duzych miastach. na dlugo przed
      momentem pozbycia sie auta szukalem wszelkich mozliwych sposobow
      sprzedazy. i klientow. miejscowi sa kompletnie dolujacy, na ogloszenie –
      auto na sprzedaz – zawsze odpowiadaja pytaniem czy auto jest wciaz na
      sprzedaz, a po odpowiedzi potwierdzajacej milkna. wszyscy. takie
      zboczenie narodowe. jedna niemka w swoim ogloszeniu napisala: tak, auto
      jest na sprzedaz, tak, auto jest na sprzedaz. na pewno wciaz dostawala
      pytanie, czy auto jest na sprzedaz. w miedzyczasie sprzedalem kola, na
      ktorych byly dobre opony, zamieniajac sie na lyse. probowalem sprzedac
      akumulator, jako ze mialem drugi, slaby, ktory juz nie chcial krecic po
      nocy z przymrozkami. ten slaby wystarczyl, zeby dojechac na zlom.
      zapomnialem, ze mam dobry bagaznik dachowy, i ze moge go sprzedac – do
      dzis sie pukam po glowie. tak wiec sprzedawalem co sie dalo po kawalku.
      oczywiscie przy okazji sprzedazy wszelkiego sprzetu kampingowego i
      wszystkiego, co bylo sprzedajne. a w n.z., krolestwie shit,u, wszystko
      jest. w christchurch pojechalem na auto gielde dla backpackersow. po
      lecie, czyli na koniec sezonu, bylo tam kilkanascie vanow, wartych
      miedzy 6 a 15 tys. nzd. i nic innego. I ZERO KUPUJACYCH!!! zero.
      mniemniaszki, co to wylozyli taka kase na swoje autka, plakali, ze
      latwiej sprzedac auto na antarktydzie. a czego sie spodziewali kupujac
      auto? naiwne dzieci? nawet nie bylo tam sępow i naciagaczy, placacych po
      500 dolarow za auto. jest ich w tym kraju mnostwo, mnie tez podchodzili
      z tak kosmicznymi propozycjami, ze ja bym nigdy takiego oszustwa nie
      wymyslil. np. : zostaw mi auto i upowaznij do sprzedazy, a jak go
      sprzedam, to ci wysle kase gdziekolwiek w swiecie. i kilka innych, co
      juz nawet wole nie pamietac.

      konczac wakacje, chcialoby sie pozbyc auta w przeddzien wylotu. a to
      jest nieosiagalne, jesli chce sie sprzedac. jak sie sprzeda wczesniej,
      to trzeba , przez nie wiadomo ile dni, spac w hostelu. ( w ch.ch. noc w
      hostelu dochodzila do 100 nzd., w izbie zbiorczej troche taniej) wiec
      sie trzeba kisic w miescie, nie wiadomo po co, w syfie, tracic czas i
      pieniadze. bez sensu. a jak sie nie sprzeda? porzucic na parkingu przed
      lotniskiem? niektorzy to proponowali. ale 15 tys. nzd szlag trafia. tez
      bez sensu.

      dalem za swojego parszka 850 dollar, troche w nim musialem dlubac,
      przywiozlem sobie podstawowe narzedzia. musialem zmienic opony, bo
      zdarlem na szutrach do drutow. oczywiscie ze zlomu. tak ze dolozylem
      pare stow na rozne czesci. na zlom oddalem go za 300, za kola wzialem
      150. spalem w nim do ostatniej chwili, ze zlomu pojechalem prosto na
      lotnisko. ogolnie, nie wydalem na spanie ani jednego centa przez kilka
      miesiecy. oczywiscie wydalem na benzyne, bo zeby znalezc miejsce na noc,
      czasem trzeba bylo duuuuzo sie najezdzic.

      a adolfki z gieldy dla backpackers? nie mam pojecia, ale ich zalamane
      miny i wyparowana buta byly slodkie. tudziez ich glupota, bezdenny brak
      wyobrazni. das ist keine deutschland, madchen. angielski swiat nie
      dziala po niemiecku, a autka do oszustow po 5 stów! albo zostawione
      przed lotniskiem….

  • Pingback: Nowa Zelandia - porady praktyczne | Taniej i lepiej()

  • żaba

    Powodzenia w dalszej wyprawie :) zdjęcia są przepiękne, a i wy tworzycie piekna pare :)

  • JAM

    Cu-do-wne klimaty i fotki! (.. i jest nowa tapeta na domowym kompie) . A Po Waszych minach też widać że było fantastycznie!

  • Las jest przepiękny!Hobbici byli?

    • Hobbici? no byli, nawet całkiem nakręceni jak widać ;)

    • Oj! Nie porównuj Elfów do Hobbitów!

    • ktoś tu sobie z nas dworuje! :) aż mi się przypomniało, że to Kamila miała ksywkę Elfik ;)



Czytaj więcej
Wielkanoc pod Mount Cook Rozsiadła się Nowa Zelandia na końcu świata, przesunęła przybyszom zegarki o 12 godzin względem Greenwich i sunącym dalej na wschód dała szansę na powrót do przeszłości. Ledwie cztery stopnie dzielą Nowozelandczyków od przeżywania minionego...