Nowa Zelandia – porady praktyczne

16 lipca 2015  By nakreceni.in 
7


Poniżej prezentujemy zestaw informacji praktycznych dotyczących Nowej Zelandii opartych na naszym doświadczeniu. W Nowej Zelandii byliśmy w kwietniu 2015 i przez miesiąc przejechaliśmy prawie całą Wyspę Południową.

Transport w Nowej Zelandii

Zdecydowanie polecamy w Nowej Zelandii mieć swój samochód. Daje to największą swobodę i możliwość zaoszczędzenia na noclegach. Drugą możliwością jest korzystanie z autobusów, które podobno działają całkiem sprawnie. Popularny jest też autostop, ale należy pamiętać, że zwłaszcza na Wyspie Południowej ruch nie jest duży i na niektórych trasach przejeżdża jeden samochód na godzinę. I wcale nie musi się zatrzymać! O naszej przygodzie z autostopem w Nowej Zelandii możecie przeczytać też TU.

W Nowej Zelandii działają wszystkie większe międzynarodowe wypożyczalnie typu Avis, ale jest też dużo lokalnych firm, dostosowanych do bardziej „plecakowego turysty”. Przed przyjazdem przejrzeliśmy ceny i najkorzystniej wypadła najbardziej znana i popularna w Nowej Zelandii wypożyczalnia JUCY (z którą mieliśmy bardzo dobre doświadczenia w Australii) i Apex (wychodziło nawet trochę taniej), ale po przeczytaniu olbrzymiej liczby negatywnych komentarzy o Apeksie, postawiliśmy na JUCY. Jeśli macie ze sobą namiot to wystarczy wynająć zwykły samochód. Najtańszy w ofercie przy miesięcznym wynajmie wynosił 19NZ$ dziennie. Jest to jednak cena bez dodatkowego ubezpieczenia i gdy zdarzy się wypadek (nawet nie z twojej winy) to możesz odpowiadać za szkody do wysokości 2 000 NZ$. Pełne ubezpieczenie to dodatkowe 17NZ$ dziennie i na nie się zdecydowaliśmy. Ostatniego dnia wyjazdu pękła nam opona i tylko mając ten pakiet nie musieliśmy pokrywać kosztów. Przy podejmowaniu decyzji o wykupieniu ubezpieczenia trzeba też pamiętać, że OC nie jest w Nowej Zelandii obowiązkowe, więc ryzyko obciążenia kosztami też jest większe. Wjedzie w was ktoś bez ubezpieczenia i wypożyczalnia właśnie od was będzie chciała ściągnąć pieniądze za naprawę auta. Do wysokości excess waiver, na które zgodzicie się w kontrakcie (jeśli jest to np.: 2000$ to każdą naprawę do tej kwoty pokrywacie wy).

Nowa Zelandia - porady praktyczne-7560 10 Nowa Zelandia - porady praktyczne-8684 7

Jeśli nie macie namiotu, a wciąż chcecie zaoszczędzić na noclegach możecie zdecydować się na większy samochód lub campervana, w którym da się spać. Widzieliśmy ludzi rozkładających siedzenie i w Golfie, ale ciężko nam ocenić komfort takiego spania zwłaszcza podczas miesięcznej podróży. Namiot zwróci wam się w kilka nocy. Na nowozelandzkich drogach przeważnie widzi się campervany dwóch firm: JUCY i SPACESHIP, jednak możliwości jest więcej. Cena jest dużo wyższa niż w przypadku typowej osobówki i z tego co słyszeliśmy to w JUCY wynosi około 70-90NZ$. Cieszą się jednak niesamowitą popularnością i parę razy dziennie mijaliśmy charakterystycznie obklejone samochody. Część z nich ma przenośną toaletę, dzięki czemu posiadają bardzo pożądaną naklejkę „self-contained„, pozwalającą na nocleg na większej ilości kempingów (więcej informacji w części o noclegach). To główna przewaga campas nad osobówką z namiotem.

Dla tych poszukujących większego komfortu, a jednocześnie ceniących niezależność najlepszym rozwiązaniem jest wynajęcie kampera z prawdziwego zdarzenia. Cena takiego ociera się o lot na księżyc, ale w zamian dostajecie dom na kółkach.
Część osób decyduje się na zakup samochodu i zapewne warto to rozważyć przy dłuższym pobycie. Na miesiąc też mogłoby być to opłacalne, o ile spełnią się dwa warunki:

  • nic się z samochodem nie stanie. W przypadku awarii czy wypadku można sporo stracić (finansowo i czasowo), ale oczywiście każdy samodzielnie powinien oszacować na jakie godzi się ryzyko i jaką ma na ten temat wiedzę. Potem spotykaliśmy takich odważnych, którzy kompletnie nie wiedzieli za co się zabrać kiedy nie chciała odpalić im fura. My mogliśmy co najwyżej pokiwać głowami, że rozumiemy ich ból, ale zazwyczaj na kempingach trafi się ktoś obeznany.
  • szybko znajdziecie kogoś, kto odkupi auto zanim bilet samolotowy wezwie was na lotnisko. Łatwiej o to na początku lub w środku sezonu, niż tamtejszą jesienią. I dobrze zostawić sobie kilka dni w zapasie.

Wiele przydatnych informacji o kupnie i rejestracji samochodu w Nowej Zelandii można znaleźć TU.

I na koniec zostawiliśmy bardzo ciekawą informację. Większość „plecakowych wypożyczalni” raz na jakiś czas potrzebuje dostarczyć gdzieś samochód i zostawia to swoim klientom :) Regularnie na stronie JUCY, jak i innych wypożyczalni pojawiają się oferty typu przewóz samochodu z Christchurch do Auckland za 1NZ$ dziennie (bez ubezpieczenia). Do tego dorzucają jeden bak paliwa, pokrywają koszt promu i dorzucają z 2-3 dni czasu wolnego. Jeśli ktoś ma elastyczny harmonogram to warto zaglądać. Trzeba być czujnym bo chętnych jest sporo i najlepsze oferty znikają prędko, ale ilekroć zaglądaliśmy na stronę JUCY coś nas kusiło.

Noclegi w Nowej Zelandii

Jeśli ktoś nie ma własnego środka transportu to przeważnie zostają noclegi w miastach, które w większości ograniczają się do hosteli i hoteli. Cena za łóżko w hostelach to średnio 28-32 NZ$. My przez cały wyjazd spaliśmy wyłącznie w namiocie, więc nie mamy szczegółowego rozeznania, ale wiemy, że niektórzy decydują się na wykupienie karty członkowskiej BBH, dzięki której dostają lepsze ceny w hostelach. W przypadku pokoi prywatnych w pensjonatach nigdzie nie widzieliśmy oferty niższej niż 80 NZ$ za dwójkę.

Oczywiście najbardziej polecamy kemping, bo to nie tylko spora oszczędność, ale przede wszystkim fantastyczna przygoda i bardzo często możliwość spędzenia nocy z widokiem zapierającym dech. Spać można w namiocie lub wynajętym samochodzie czy kamperze. Są trzy możliwości biwakowania:

1. Kemping na dziko w Nowej Zelandii

Dość popularna jest opinia, że w Nowej Zelandii można się wszędzie rozbijać namiotem. Niestety, nie jest to prawda. Spora cześć terenów jest własnością prywatną i oczywiście nie można tam rozbijać namiotu. Poza tym władze NZ zaostrzyły regulacje dotyczące „dzikiego kempingu”, ponieważ turyści pozostawiali obozowiska w złym stanie. W wielu miejscach postawione są wręcz znaki zakazu spędzania nocy. Teoretycznie, zabronione jest też spanie w samochodzie na parkingu, nawet w samochodzie self-contained. Z naszego doświadczenia wynika, że rozbić namiot możecie tam gdzie jest dostępna przynajmniej toaleta. Dla self-contained opcji jest znacznie więcej, by je namierzyć najlepiej skorzystać z aplikacji Wiki Camps NZ, o której piszemy poniżej.

Trzeba być czujnym bo za rozbicie się w niedozwolonym miejscu grożą wysokie kary finansowe. W przypadku wątpliwości warto zajrzeć do biura informacji, które znajdują się w większości miast i atrakcji turystycznych. Niektórzy się zakazami kompletnie nie przejmują i śpią w samochodach z zasłoniętymi oknami, nawet w centrach miast. Nie zakłócacie porządku, skoro was nie widać, ani nie słychać.

Nowa Zelandia - porady praktyczne-9062 1

2. Kempingi należące do DOC (Department of Conservation)

Władze Nowej Zelandii udostępniły bogatą bazę kempingów publicznych. Niektóre z nich są darmowe, za inne trzeba zapłacić od 6 do 15 NZ$/os (na Wyspie Południowej większość kosztuje 6NZ$). Przeważnie opierają się na zasadzie zaufania społecznego i opłatę umieszcza się w tzw. „honesty box”. Te podstawowe z reguły mają tylko „wychodek”, niektóre są wyposażone w grille, stoły piknikowe, zimny prysznic, wodę pitną itp. Klasyfikacja kempingów i wszystkie przydatne informacje znajdziecie na oficjalnej stronie DOC: http://www.doc.govt.nz/parks-and-recreation/things-to-do/camping/facilities-and-fees/

Nowa Zelandia - porady praktyczne-7194 3

3. Pola namiotowe i holiday parki

Prywatnie zarządzane pola namiotowe mają wyższy standard i przeważnie oferują też dodatkowe usługi jak pranie, dostęp do internetu, kuchnię, place zabaw, wspólną salę z grami. Ceny są zazwyczaj zdecydowanie wyższe, ale zdarzają się i takie bardzo konkurencyjnie wycenione wobec podstawowych kempingów DOC. Natrafialiśmy na takie po 5 NZ$/os oferujące ciepły prysznic i ładowanie sprzętu, jak i na takie za 8-12 NZ$/os z dobrze wyposażoną wspólną kuchnią i łazienkami. Wtedy warto sięgnąć do kieszeni i skorzystać z okazji!

Aplikacja WikiCamps NZ

Wszystkim szukającym noclegu w Nowej Zelandii polecamy aplikację na komórkę, dzięki której poszukiwanie miejsc noclegowych jest o niebo łatwiejsze. W Nowej Zelandii przetestowaliśmy 3 appki i jedna bije na głowę pozostałe pod każdym względem – WikiCamps NZ. Właściwie ma tylko jeden minus, jest płatna. Dobrą wiadomością jest to, że na Androida na 14 dni otrzymuje się darmową wersję testową (na IOSa trzeba od razu płacić- a i tak warto). Tyle wystarczy by się w niej absolutnie zakochać i po tych dwóch tygodniach zapłacić te 8 zł za pełną wersję. Aplikacja dostarcza szczegółowych informacji o kempingach, hostelach, publicznych prysznicach, punktach informacji, bibliotekach, pralniach itd., ma zaawansowany system filtrowania (miejsca bezpłatne, z dostępem do prądu, wi-fi, z wodą pitną, z toaletą, z prysznicem itd.) i jest też bardzo popularna, ma wielu aktywnych użytkowników, więc większość miejsc ma sporą liczbą komentarzy i aktualną informację o cenie. Trzeba tylko pamiętać o odświeżeniu zawczasu mapy, żeby działała offline.

Internet w Nowej Zelandii i ładowanie sprzętu

Najlepszy operator w Nowej Zelandii – SPARK

Po raz pierwszy decydując się na lokalną kartę SIM byliśmy w 100% zadowoleni i śmiało możemy wszystkim polecić operatora SPARK. Jego podstawową zaletą jest to, że przy zakupie pakietu za minimum 19 NZ$ poza standardowym pakietem danych, minut i smsów (500 MB i 100 minut) na 30 dni otrzymuje się dostęp do budek telefonicznych tego operatora, które emitują sygnał wi-fi. Dzienny limit transferu z budek telefonicznych jest bardzo wysoki i wynosi 1GB. Budki są praktycznie w każdym, nawet mniejszym mieście. Internet przeważnie chodzi bardzo szybko, bez problemu można np. rozmawiać na Skype. Jedynie co jakiś czas budka przestaje na kilkanaście sekund emitować sygnał (tak było w przypadku każdej budki, przypuszczamy, że to działanie celowe by zablokować ściąganie itp.), więc trzeba dzwonić ponownie. Występują jednak różnice między budkami i zdarzało się, że nie mogliśmy się gdzieś połączyć, ale działo się to w miastach gdzie budek było więcej, więc ostatecznie zawsze się udawało. Nie wiemy czy jest jakiś limit urządzeń z jednego numeru, ale my korzystaliśmy jednocześnie na komórce i laptopie i wszystko działało.

Nowa Zelandia - porady praktyczne-8642 15

W Nowej Zelandii zasięg jest ograniczony i często poza miastami niedostępny. Drugim wiodącym operatorem jest VODAFONE, ale patrząc po łączeniu naszych komórek w roamingu nie widać dużej różnicy pokrycia zasięgiem względem SPARK. W kwestii wi-fi, trudno byłoby wytłumaczyć jakikolwiek inny wybór niż dziewiętnastodolarowy pakiet SPARK.

McDonald’s

Teoretycznie w każdym McDonaldzie można się połączyć z Internetem na 30 minut lub 200 MB danych. W praktyce bywało różnie i czasami działało to bardzo dobrze, czasami mimo emitowania silnego sygnału wifi nie udawało się nam połączyć. W niektórych lokalach by otrzymać kod do internetu trzeba było coś zamówić. Lody za 70 centów wystarczą :). Są nawet smaczniejsze niż w Europie, więc jeśli nawet internet nie zadziała, to macie doskonała nagrodę pocieszenia.

Podobne różnice pojawiają się w kwestii ładowania sprzętu. Niektóre lokale nie mają w ogóle dostępnych kontaktów, niektóre mają jeden (raczej pod odkurzacz, ale można się podłączyć), ale są też lokale (te z McCafe) w których kontakt znajduje się przy każdym stoliku, ale to póki co rzadkość (na pewno znajdziecie takie w Dunedine, Queenstown i Christchurch).

Pak’n’Save

W każdym supermarkecie jest wi-fi, można się połączyć dwa razy dziennie po 250 MB. Działał bardzo dobrze. Widzieliśmy też, że Internet pojawiał się czasami w sklepach New World, ale tam nie próbowaliśmy się nigdy łączyć.

Biblioteki

Większe miasta mają biblioteki, w których można korzystać z Internetu i podładować sprzęt. Różnią się między sobą i czasami korzystanie z Internetu jest limitowane np. do 30 minut, w innych można siedzieć nawet cały dzień. Z ładowaniem przeważnie nie ma problemu, ale czasami proszą by ograniczyć się do laptopa i komórki i nie ładować innych sprzętów, jak baterii do aparatu czy szczoteczek elektrycznych:) Nigdzie nie musieliśmy wyrabiać sobie karty bibliotecznej. Jest to jednak przeważnie konieczne jeśli chce się skorzystać z komputerów biblioteki. Większość bibliotek jest zaznaczonych we wspomnianej aplikacji WikiCamps NZ, wraz z informacją o panujących w niej zasadach.

Różne są też godziny otwarcia bibliotek. Co do zasady w tygodniu są czynne w godzinach 9-18, w soboty 10-14, a w niedziele o ile są w ogóle otwarte to przeważnie na 2-3 godziny po 13. Jest to jednak dość zróżnicowane i warto sprawdzić jak to wygląda w danym miejscu.

Niektóre biblioteki mają włączone wi-fi nawet jak są zamknięte, więc warto zawsze sprawdzić. Zabawny to i kojący dla spragnionego świata on-line turysty widok, gdy kilkanaście osób siedzi na chodniku pod zamkniętą biblioteką z komórkami i laptopami.

I-Site

W informacjach turystycznych czasami jest Internet, ale przeważnie płatny. Ewentualnie przy zrobieniu zakupów (informacje zajmują się też sprzedażą pamiątek) otrzymuje się kod do wifi np. na 30 minut. Nigdy sami nie pytaliśmy, ale z komentarzy w aplikacji wynika, że w punktach tych nie podchodzą chętnie do ładowania turystom sprzętu i przeważnie pobierają całkiem sporą opłatę.

Miasta

Bywa, że w mieście jest ogólny sygnał wifi i na przykład w miejscowości Wanaka można siedzieć nad jeziorem, z widokiem na wspaniałe góry i cieszyć się 1GB Internetu dziennie.

Nowa Zelandia - porady praktyczne-8678 5

Pralnie

Niektóre pralnie mają też wolne kontakty i czasami wi-fi, więc można skorzystać czekając na zakończenie programu.

Prawda jest taka, że dzięki mnogości opcji partyzanckiego łączenia się z wi-fi i posiadając kartę SPARK, ostatecznie w ogóle nie mieliśmy problemu z internetem w Nowej Zelandii. Trochę większą trudność stanowiło ładowanie sprzętu, ale ponownie- wykorzystując każdą okazję ku temu, nigdy nie zostaliśmy z pustą baterią w laptopie lub aparacie. Z komórkami i kindlem nie mieliśmy tego problemu wcale, bo ładowały się przez samochodową zapalniczkę.

Jedzenie w Nowej Zelandii

Ceny w sklepach w Nowej Zelandii są wysokie. Są cztery głównie sieci supermarketów: Countdown, Pak’n’Save, New World i Freshchoice oraz mniejsze Foursquare i On the spot. W niektórych miastach są dostępne wszystkie, w tych mniejszych tylko jeden. Pak’n’Save uchodzi za najtańszy, ale nie do końca możemy to potwierdzić. Pewnie patrząc na statystyczny koszyk jest to prawda, ale nie mając konkretniej listy zakupów, w każdym z nich można znaleźć okazje i zrobić obiad z tego co akurat jest w ofercie. A różnice bywają olbrzymie, zwłaszcza na warzywach. Naprawdę z czasem nauczyliśmy się cen wszystkich interesujących nas produktów w każdym ze sklepów i korzystaliśmy z ofert promocyjnych. Przez to spędzaliśmy więcej czasu w markecie, czasem zaglądając najpierw do Countdowna, potem do Pak’n’Save (często są tuż obok siebie), ale różnice potrafią być tak duże, że warto poświęcić te pół godziny więcej. A jak ma się samochód to można bez problemu zrobić zapas na wiele dni. Korzystając z ofert najlepiej patrzeć na cenę za jednostkę, która podana jest zawsze w rogu etykiety z ceną, by nie dać się nabrać na chwyty marketingowe;) Chwyty te są zresztą wyjatkowo dziwne, bo najczęściej opakowanie dwóch małych produktów wychodzi taniej niż jeden duży (o tej samej sumarycznej objętości).

Nowa Zelandia - porady praktyczne-7303 6 Nowa Zelandia - porady praktyczne-8691 9 Nowa Zelandia - porady praktyczne-8595 13

Ani razu podczas pobytu nie zajrzeliśmy do restauracji, ale patrząc po wystawionym menu, odnieśliśmy wrażenie, że za obiad nie zapłacilibyśmy mniej niż 20 NZ$ za osobę. Ponieważ jednak nie interesowaliśmy się zbytnio tematem, to nie możemy za bardzo w tej kwestii się wypowiadać, ani niczego doradzić.

Dania z okienka, typu kebab czy burger zaczynają się od 8-9 NZ$, trochę taniej można kupić zestaw fish and chips.

Najtaniej wychodzi zebranie samemu małży, co jest usankcjonowane w Nowej Zelandii, i na zachodnim wybrzeżu Południowej Wyspy podczas odpływu nie będzie stanowiło trudności.

Praktycznie przez cały wyjazd gotowaliśmy sobie samodzielnie, ale przez przypadek odkryliśmy ofertę pizzy Dominos i zdarzało się nam kalorycznie zgrzeszyć. Mają tam kilka rodzajów pizzy (margarita, hawajska, pepperoni, wegetariańska), która kosztuje 5NZ$. Ma mnóstwo składników, po 10 minutach wychodzi z pieca i jest pyszna. Biorąc pod uwagę nowozelandzki standard i to, że mrożone placki w markecie kosztują co najmniej 6$ to oferta jest naprawdę kusząca, bo chcąc przygotować samemu porządny posiłek (z mięsem lub rybą) wcale nie jest łatwo zmieścić się w tej kwocie. Standardowa cena kawy to około 4,5 NZ$ za flat white.

Wino i piwo można kupić w wyżej wymienionych marketach lub w specjalnych sklepach z alkoholami. Ceny wina zaczynają się od 6,99 NZ$. Podejrzewaliśmy jakieś odgórne regulacje, ale to chyba po prostu zmowa cenowa.

Papierosy są bodaj najdroższe na świecie (około 25 NZ$ za paczkę lub 50 NZ$ za tytoń), więc jeśli nałóg trzyma was mocno, to z wizytą w Nowej Zelandii poczekajcie, aż się z nim uporacie :)

Spanie na lotnisku w Christchurch

Lotnisko w Christchurch dało nam schronienie na dwie noce, po przylocie i przed wylotem. JetStar lubi do Nowej Zelandii dotrzeć późnym wieczorem, a odprawa lotniskowa kończy się w środku nocy. Pamiętajcie by uczciwie wypełnić deklarację o przewożonych produktach, zarówno spożywczych jak i kempingowe wyposażenie. My przechodziliśmy przez dezynfekcję namiotu i butów. To trwa. Do tego dochodzi, podobnie jak w USA, przesłuchanie przez urzędnika wbijającego wizę, zazwyczaj bardzo sympatyczne, ale jednak może okazać się konieczne na przykład pokazanie dowodu na wylot z NZ i odpowiedzenie na dociekliwe pytania customs. To trwa. A o drugiej w nocy wsiadać w taksówkę i jechać do hotelu niezbyt się kalkuluje. Na lotnisku w Christchurch jest cicho i spokojnie, wykładzina zachęca do rozłożenia się. Z niej obsługa będzie was szybko przeganiała, pokładanie się na ławkach zaakceptuje do około 6 rano, kiedy otwiera się terminal krajowy i pojawiają się klienci biznesowi. Żeby nie czuli się jak w poczekalni dla bezdomnych można skoczyć na piętro na kawę i zacząć dzień od flat white.

W drodze powrotnej chcieliśmy ponownie przetrwać noc na krzesłach, ale pod wieczór po terminalu przechadzał się pracownik, który zachęcał do skorzystania z opcji jaką oferuje backpackersom lotnisko. Chodzi o klimatyzowany pokój z puffami i dostępem do internetu (ten na całym lotnisku działa bardzo dobrze) za jedyne 5$ za osobę. Świetna opcja dla tych, którzy mają lot przed ósmą rano, bo oficjalnie tylko tacy mogą ubiegać się o azyl w specjalnym pomieszczeniu :). Jeśli chętnych będzie mniej, nikt nie powinien wam robić problemów nawet jeśli wylatujecie trochę później. Nikt też nie wyrzuci was z terminala. Porównując różne lotniska, na których zdarzyło nam się spędzać noc, to Christchurch jest naprawdę bardzo przyjaznym miejscem nawet jeśli nie można na nim rozłożyć się ze wszystkimi rzeczami na ziemi, jak na Barajas w Madrycie.

 


Nową Zelandię wciąż mamy świeżo w pamięci, więc jeśli tylko byście chcieli się czegoś jeszcze dowiedzieć, to pytajcie. Co nieco praktycznych informacji o trekkingach na The Great Walks Wyspy Południowej umieściliśmy we wpisach o Kepler Track  i Abel Tasman, zachęcamy do zapoznania się również z nimi przed wyruszeniem w drogę!

Nowa Zelandia - porady praktyczne-8606 14 Nowa Zelandia - porady praktyczne-8352 12 Nowa Zelandia - porady praktyczne-7184 2 Nowa Zelandia - porady praktyczne-7469 8 Nowa Zelandia - porady praktyczne-7885 11




nakreceni.in
nakreceni.in
Nakręceni to Ania i Rafał. Na półtora roku zamieniliśmy etat w biurze na życie w podróży. Z plecakiem i namiotem przemierzyliśmy Azję aż na kraniec świata w Nowej Zelandii. W drodze powrotnej już na rowerze przejechaliśmy z Chin do Gruzji zostawiając pod kołami między innymi szlaki Pamiru. Blog to nie tylko wirtualna szuflada wspomnień, będziemy tu dalej dzielić się przemyśleniami o świecie, często z przymrużeniem oka, bo tak jak w podróżowaniu, tak i w pisaniu o podróżach dystans ma znaczenie. Zostańcie z nami! Jeśli chcielibyście nam zadać pytanie, czy też zaproponować współpracę lub kierunek kolejnego wyjazdu, piszcie na adres: nakreceni.in@gmail.com







Sprawdź również:


  • JANUSZ

    JJJ

    sprzedaz auta w n. zeelandii – moze nie byc slodko:

    konczylem wakacje w n.z w marcu, czyli ichniej jesieni, w
    christchurch. oczywiscie chcialem sprzedac auto, kupione tanio i raczej
    parchate. kupione z zalozeniem, ze oddam je na zlom. za zlomy placa
    roznie, ale max. okolo 300 nzd, w duzych miastach. na dlugo przed
    momentem pozbycia sie auta szukalem wszelkich mozliwych sposobow
    sprzedazy. i klientow. miejscowi sa kompletnie dolujacy, na ogloszenie –
    auto na sprzedaz – zawsze odpowiadaja pytaniem czy auto jest wciaz na
    sprzedaz, a po odpowiedzi potwierdzajacej milkna. wszyscy. takie
    zboczenie narodowe. jedna niemka w swoim ogloszeniu napisala: tak, auto
    jest na sprzedaz, tak, auto jest na sprzedaz. na pewno wciaz dostawala
    pytanie, czy auto jest na sprzedaz. w miedzyczasie sprzedalem kola, na
    ktorych byly dobre opony, zamieniajac sie na lyse. probowalem sprzedac
    akumulator, jako ze mialem drugi, slaby, ktory juz nie chcial krecic po
    nocy z przymrozkami. ten slaby wystarczyl, zeby dojechac na zlom.
    zapomnialem, ze mam dobry bagaznik dachowy, i ze moge go sprzedac – do
    dzis sie pukam w glowe. tak wiec sprzedawalem co sie dalo po kawalku.
    oczywiscie przy okazji sprzedazy wszelkiego sprzetu kampingowego i
    wszystkiego, co bylo sprzedajne. a w n.z., krolestwie shit,u, wszystko
    jest. w christchurch pojechalem na auto gielde dla backpackersow. po
    lecie, czyli na koniec sezonu, bylo tam kilkanascie vanow, wartych
    miedzy 6 a 15 tys. nzd. i nic innego. I ZERO KUPUJACYCH!!! zero.
    mniemniaszki, co to wylozyli taka kase na swoje autka, plakali, ze
    latwiej sprzedac auto na antarktydzie. a czego sie spodziewali kupujac
    auto? naiwne dzieci? nawet nie bylo tam sępow i naciagaczy, placacych po
    500 dolarow za auto. jest ich w tym kraju mnostwo, mnie tez podchodzili
    z tak kosmicznymi propozycjami, ze ja bym nigdy takiego oszustwa nie
    wymyslil. np. : zostaw mi auto i upowaznij do sprzedazy, a jak go
    sprzedam, to ci wysle kase gdziekolwiek w swiecie. i kilka innych, co
    juz nawet wole nie pamietac.

    konczac wakacje, chcialoby sie pozbyc auta w przeddzien wylotu. a to
    jest nieosiagalne, jesli chce sie sprzedac. jak sie sprzeda wczesniej,
    to trzeba , przez nie wiadomo ile dni, spac w hostelu. ( w ch.ch. noc w
    hostelu dochodzila do 100 nzd., w izbie zbiorczej troche taniej) wiec
    sie trzeba kisic w miescie, nie wiadomo po co, w syfie, tracic czas i
    pieniadze. bez sensu. a jak sie nie sprzeda? porzucic na parkingu przed
    lotniskiem? niektorzy to proponowali. ale 15 tys. nzd szlag trafia. tez
    bez sensu.

    dalem za swojego parszka 850 dollar, troche w nim musialem dlubac,
    przywiozlem sobie podstawowe narzedzia. musialem zmienic opony, bo
    zdarlem na szutrach do drutow. oczywiscie ze zlomu. tak ze dolozylem
    pare stow na rozne czesci. na zlom oddalem go za 300, za kola wzialem
    150. spalem w nim do ostatniej chwili, ze zlomu pojechalem prosto na
    lotnisko. ogolnie, nie wydalem na spanie ani jednego centa przez kilka
    miesiecy. oczywiscie wydalem na benzyne, bo zeby znalezc miejsce na noc,
    czasem trzeba bylo duuuuzo sie najezdzic.

    a adolfki z gieldy dla backpackers? nie mam pojecia, ale ich zalamane
    miny i wyparowana buta byly slodkie. tudziez ich glupota, bezdenny brak
    wyobrazni. das ist keine deutschland, menschen. angielski swiat nie
    dziala po niemiecku, a autka do oszustow po 5 stów! albo zostawione
    przed lotniskiem….
    KKK

    • :)))) wspaniała opowieść! A wynajem długoterminy stosunkowo przyzwoity cenowo:)

      • janusz

        raczej nie. powyzej 2-3 tygodni to wyrzucenie masy pieniedzy w błoto. miałem w n.z. dużo czasu (prawie pół roku) i było juz masakrycznie nudno, chciałem pojechać na miesiąc do australii. mam tam koleżkę, prosiłem go o zorganizowanie jakiegoś parcha, co byle by się toczył. koleżka się wypiął, albo jest słabo dorozwinięty. pojechałem tylko na 4 dni , źeby zaliczyć i zobaczyć kangury. (udało mi się zobaczyć koalego i kolczatkę) wynająłem auto, a wynajem na dłużej kosztował by za dużo. a kupno na miesiąc też odpadało. trzeba poświęcić tydzień lub dwa na kupno, dysponując wypożyczonym autem. potem go sprzedać. ubezpieczenia są podobno drogie. porzucić auto na złomie po 3 tygodniach używania to też strata. próbowałem się wymienić, moje auto w n.z. za auto w ozzie. nie zaskoczyło.

        a to jeszcze nic. zanim się wybrałem do n.z., kilka miesięcy przymierzałem się do wyjazdu do argentyny/chile. odpuściłem GŁÓWNIE ze względu na kłopoty samochodowe: auta są bardzo drogie, bardzo trudno je zarejestrować, przekraczanie granicy chile/argentyna w aucie to ryzyko i udręka (planowałem wiele przekroczeń granicy), policja, głównie w argentynie ma złą sławę (za każdym razem będąc w hiszpanii jestem łapany przez policje, krzyczą na mnie, przeszukują auto, dają mandaty, dostaje mandaty z fotoradarów – wolałem nie próbować z argentyńską ) tak więc auto decydowało o moich planach wakacyjnych, od auta lub jego braku zależał cały plan i sukces wakacyjny. to jak koń na dzikim zachodzie, bez konia to prawie śmierć….
        w n.z. poszło z autem w miarę gładko, oczywiscie trzeba było planować, uważać. kombinować i mieć trochę farta.

  • janusz

    iii

    sprzedaz auta w n. zeelandii – moze nie byc slodko:

    konczylem wakacje w n.z w marcu, czyli ichniej jesieni, w
    christchurch. oczywiscie chcialem sprzedac auto, kupione tanio i raczej
    parchate. kupione z zalozeniem, ze oddam je na zlom. za zlomy placa
    roznie, ale max. okolo 300 nzd, w duzych miastach. na dlugo przed
    momentem pozbycia sie auta szukalem wszelkich mozliwych sposobow
    sprzedazy. i klientow. miejscowi sa kompletnie dolujacy, na ogloszenie –
    auto na sprzedaz – zawsze odpowiadaja pytaniem czy auto jest wciaz na
    sprzedaz, a po odpowiedzi potwierdzajacej milkna. wszyscy. takie
    zboczenie narodowe. jedna niemka w swoim ogloszeniu napisala: tak, auto
    jest na sprzedaz, tak, auto jest na sprzedaz. na pewno wciaz dostawala
    pytanie, czy auto jest na sprzedaz. w miedzyczasie sprzedalem kola, na
    ktorych byly dobre opony, zamieniajac sie na lyse. probowalem sprzedac
    akumulator, jako ze mialem drugi, slaby, ktory juz nie chcial krecic po
    nocy z przymrozkami. ten slaby wystarczyl, zeby dojechac na zlom.
    zapomnialem, ze mam dobry bagaznik dachowy, i ze moge go sprzedac – do
    dzis sie pukam w glowie. tak wiec sprzedawalem co sie dalo po kawalku.
    oczywiscie przy okazji sprzedazy wszelkiego sprzetu kampingowego i
    wszystkiego, co bylo sprzedajne. a w n.z., krolestwie shit,u, wszystko
    jest. w christchurch pojechalem na auto gielde dla backpackersow. po
    lecie, czyli na koniec sezonu, bylo tam kilkanascie vanow, wartych
    miedzy 6 a 15 tys. nzd. i nic innego. I ZERO KUPUJACYCH!!! zero.
    mniemniaszki, co to wylozyli taka kase na swoje autka, plakali, ze
    latwiej sprzedac auto na antarktydzie. a czego sie spodziewali kupujac
    auto? naiwne dzieci? nawet nie bylo tam sępow i naciagaczy, placacych po
    500 dolarow za auto. jest ich w tym kraju mnostwo, mnie tez podchodzili
    z tak kosmicznymi propozycjami, ze ja bym nigdy takiego oszustwa nie
    wymyslil. np. : zostaw mi auto i upowaznij do sprzedazy, a jak go
    sprzedam, to ci wysle kase gdziekolwiek w swiecie. i kilka innych, co
    juz nawet wole nie pamietac.

    konczac wakacje, chcialoby sie pozbyc auta w przeddzien wylotu. a to
    jest nieosiagalne, jesli chce sie sprzedac. jak sie sprzeda wczesniej,
    to trzeba , przez nie wiadomo ile dni, spac w hostelu. ( w ch.ch. noc w
    hostelu dochodzila do 100 nzd., w izbie zbiorczej troche taniej) wiec
    sie trzeba kisic w miescie, nie wiadomo po co, w syfie, tracic czas i
    pieniadze. bez sensu. a jak sie nie sprzeda? porzucic na parkingu przed
    lotniskiem? niektorzy to proponowali. ale 15 tys. nzd szlag trafia. tez
    bez sensu.

    dalem za swojego parszka 850 dollar, troche w nim musialem dlubac,
    przywiozlem sobie podstawowe narzedzia. musialem zmienic opony, bo
    zdarlem na szutrach do drutow. oczywiscie ze zlomu. tak ze dolozylem
    pare stow na rozne czesci. na zlom oddalem go za 300, za kola wzialem
    150. spalem w nim do ostatniej chwili, ze zlomu pojechalem prosto na
    lotnisko. ogolnie, nie wydalem na spanie ani jednego centa przez kilka
    miesiecy. oczywiscie wydalem na benzyne, bo zeby znalezc miejsce na noc,
    czasem trzeba bylo duuuuzo sie najezdzic.

    a adolfki z gieldy dla backpackers? nie mam pojecia, ale ich zalamane
    miny i wyparowana buta byly slodkie. tudziez ich glupota, bezdenny brak
    wyobrazni. das ist keine deutschland, menschen. angielski swiat nie
    dziala po niemiecku, a autka do oszustow po 5 stów! albo zostawione
    przed lotniskiem….
    iii

  • janusz

    n.z. 90% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit – albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylyja wzystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180.
    wszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on – kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje.
    co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby

  • Nicole Fox

    Swietne porady, wielkie dzieki :)!

  • Pingback: Ze źródeł #29 » Kuba Osiński()



Czytaj więcej
Od kontroli do kontroli: bezpieczeństwo w Urumqi Ania kryje się pod kołdrą, ja wyskakuję z łóżka i witam w naszych wyjątkowo skromnych tego dnia progach dwóch policjantów. Mają srogie miny, twarde spojrzenie i są w pełnym rynsztunku. Trochę mi głupio, że witam ich w samych gaciach.