Boracay – gruby początek na Filipinach!

26 stycznia 2015  By nakreceni.in 
7


Pod koniec listopada usiedliśmy nad planowaniem kolejnych etapów podróży i z kalkulacji pogodowych wyszło nam, że jeśli do Birmy lecimy już w grudniu, to na styczeń i luty pasowałoby nam najbardziej trafić na Filipiny lub do Indonezji, której zachwycający wycinek poznaliśmy podczas podróży poślubnej. Teraz dla odmiany postanowiliśmy zainwestować nasz czas w kraj, który przyciąga turystów dziesiątkami destynacji nurkowych, setkami kolorowych festiwali, tysiącami wysp i milionami… Filipinek. O tak, na pewno wielu panów w średnim wieku zagląda tu głównie dla filigranowych lokalnych dziewcząt.

Zaczęliśmy od mocnego uderzenia. Od Boracay, bodaj najbardziej rozreklamowanej spośród wszystkich filipińskich wysp. Bialutki piasek, turkusowa woda, palmy na plaży, ciąg restauracji, barów i niedużych hoteli, tak wygląda to miejsce ze swojej najładniejszej i najbardziej turystycznej strony. Za dnia całkiem spokojne i leniwe, a wieczorem głośne, rozbawione i rozświetlone naprawdę efektownymi pokazami żonglowania pochodniami. Wielbiciele świętego spokoju mogą wybrać się na white beach na północno-zachodnim krańcu, ale tak naprawdę poszukując ciszy najlepiej w ogóle pominąć Boracay.

Boracay-0735Boracay-0829Boracay-0824

Wzdłuż całej plaży zaparkowane są bancas czyli charakterystyczne filipińskie łodzie ze stabilizującymi płozami. Miejscowi oznaczyli numerami kolejne trzy przystanie, które niczym przecznice wyznaczają położenie knajp i hoteli. Z portu na piechotę dotarliśmy w okolice stacji numer 3, która miała być idealnym miejscem do zatrzymania się. Wciąż blisko największego życia wyspy, czyli okolic dwójki i dostatecznie daleko, by nie mieć poczucia, że zamieszkało się w dyskotece. Poszukiwanie pokoju przed przyjazdem zmusiło nas do szybkiego wyłączenia komputera, gdyż ceny zaczynały się od 60$ za noc, więc ponownie postawiliśmy na rozeznanie poczynione na miejscu. A jakby co, noc na plaży nie powinna wyrządzić nam krzywdy! Ambitnie (naiwnie?) zaczęliśmy poszukiwania od pierwszej linii brzegowej (kto by na rajskiej wyspie spał z dala od morza!) i od razu wyhaczyła nas dziewczyna proponując pokój za 35$, ale pozostawiając pole do negocjacji. Filipińczycy najwyraźniej nie lubują się w przerzucaniu kwotami i padło jedynie krótkie pytanie: ile możecie dać? Kiedy z lekkim oporem, spodziewając się reakcji, przyznaliśmy, że połowę tej kwoty to po wyspie rozniósł się chichot a za nim sugestia, że jak tak to zostaje nam tree house. Zrobiło nam się nieco przykro, że ktoś oznajmia nam, byśmy spadali na drzewo, ale kolejne zapytania nie zwiastowały niczego lepszego. Wszędzie to samo: tysiąc pięćset sto dziewięćset. Jedna recepcjonistka nawet wykazała się zrozumieniem i przyznała, że straszne kwoty są skłonni zostawiać tu turysty. Zmieniliśmy strategię, Rafał przypilnował rzeczy, a Ania zagadała do grupki młodych chłopaków przy barze mówiąc im szczerze jak sprawa wygląda, licząc że nie będą oferowali pokoju w piwnicy u swojej babci.
– Wszędzie na wyspie jest bardzo drogo, ale są dwie studenckie miejscówki: Mario lub… Tree House.

Okazało się, że są to ośrodki oferujące między innymi tanie dormitoria. Pani od wysyłania nas na drzewo chciała nam pomóc, a nie obrazić! Wylądowaliśmy w Mario, bo w Domku na drzewie dormy miały podział ze względu na płeć, a pomimo czterech wspólnych miesięcy w podróży nie mieliśmy ochoty się rozdzielać. Zrobiliśmy dobry interes, bo w kilkuosobowym pokoju przez wszystkie cztery noce byliśmy sami i taka dwójka z przypadku, przy samej plaży, zmieściła się nawet w 10$ za noc. Warunki nieco kolonijne, ale kto by na rajskiej wyspie siedział w pokoju?!

Odnośnie Boracay mieliśmy mieszane uczucia. Nie przeszkadzał nam tłok na wyspie, nie przeszkadzali nam naganiacze, nawet byliśmy w stanie sobie poradzić z niezbyt smacznym a drogim jedzeniem. Przeszkadzała nam przygniatająca ilość Rosjan. Co gorsza, niektóre Rosjanki naprawdę mogłyby przygnieść tuzin Filipińczyków i nawet tego nie poczuć, wbrew powszechnej opinii, że to piękne dziewczyny. Są jak matrioszki, bo spokojnie możnaby nimi obdzielić pięć bab i każda z nich wciąż byłaby gruba. Tak w ogóle, powinniśmy pisać o przytłaczającej ilości Rosjan, ale wtedy nie pasowałoby wtrącenie o monstrualnych kobietach z figami zbyt krótkimi by zakryć cały kuper. Chyba boisz się djewoćko spojrzeć w lustro i przyznać, że twoje dotychczasowe XXL wzbogaciło się o kolejnego iksa!

Przesadzamy, były też ładne dziewczyny, smukłe, zadbane i wyrzeźbione jakby nigdy nie wychodziły z zajęć fitness,o jasnoróżowej cerze i wesołym spojrzeniu. Były młode zupełnie normalnie wyglądające i zachowujące się pary z dziećmi. Jak się widzi młodych ludzi z dziećmi to od razu wydają się normalni, jakby tylko normalnym w prezencie bocian przynosił dzieci. Z tym bocianem to zresztą podejrzana sprawa, bo gdyby to miała być prawda to w okresie jesienno-zimowym dzieci rodziłyby się wyłącznie na południu, a chyba tak nie jest. Fakt, że na południu jest więcej dzieci, wiodą bardziej chodnikowy żywot, są radosne i zaczepne. To będzie dziwne wrócić do Polski i zobaczyć ponownie te bezdzietne ulice i parki, w których musiał zjawić się dementor, że zapanowała w nich taka posępna groza.

Rosyjski problem na Boracay dotykał również nas, bo z racji podobieństwa rysów i języków oczywiście mylono nas z nimi. A problem to dlatego, że Rosjan nikt tak naprawdę nie lubi. Nie będziemy się rozwodzić dlaczego, zwłaszcza, że tych, których poznaliśmy lepiej, to polubiliśmy. To przykre czuć się nielubianym, więc najchętniej owinęlibyśmy się polską flagą, gdybyśmy tylko ją mieli. Problem z prawidłowym przyporządkowaniem narodowości, języków i krajów jest powszechny. W Birmie potrafili rozgryźć nas bez pudła, ale gdy szukaliśmy noclegu na Langkawi malezyjska recepcjonistka spytała: jesteście z Polski, hmmm, czyli mówicie po portugalsku? Nie? Ojej, to pewnie Barcelona nie leży jednak u was…

Na zaczepki sprzedawców- powiedzmy górnolotnie- biżuterii „zdrastwujcie, charoszyje plastikowyje gównoje” mogliśmy jedynie odpowiadać staropolskim „zmykaj„, w myślach oczywiście, bo przecież nie mamy aż takich braków w wychowaniu, by otwarcie reagować inaczej, niż dziękując z uśmiechem za wspaniałą ofertę kupna plastikowych wspaniałości nawiniętych na sznurek. Przerosło nas to. Boracay jest piękne, ale nie chcieliśmy dłużej tego znosić, poza tym prawdę mówiąc Rafał panicznie się bał, że ruska baba, znudzi się hamburgerami, pizzą, tacos, filipińską kiełbasą i donutami, i my również skończymy w jej żołądku. Kierowani tą fobią zaryglowaliśmy się na ostatnią noc i opuściliśmy wyspę z samego rana.

Boracay-0761

Człowiek na zdjęciu był niezwykle poruszony zachodem słońca na Boracay

Widok na Boracay zza dużej Rosjanki

Widok na Boracay zza dużej Rosjanki

Boracay-0762Boracay-0810 Boracay-0783 Boracay-0779




nakreceni.in
nakreceni.in
Nakręceni to Ania i Rafał. Na półtora roku zamieniliśmy etat w biurze na życie w podróży. Z plecakiem i namiotem przemierzyliśmy Azję aż na kraniec świata w Nowej Zelandii. W drodze powrotnej już na rowerze przejechaliśmy z Chin do Gruzji zostawiając pod kołami między innymi szlaki Pamiru. Blog to nie tylko wirtualna szuflada wspomnień, będziemy tu dalej dzielić się przemyśleniami o świecie, często z przymrużeniem oka, bo tak jak w podróżowaniu, tak i w pisaniu o podróżach dystans ma znaczenie. Zostańcie z nami! Jeśli chcielibyście nam zadać pytanie, czy też zaproponować współpracę lub kierunek kolejnego wyjazdu, piszcie na adres: nakreceni.in@gmail.com







Sprawdź również:


  • Z tymi Rosjankami to dziwna sprawa,bo przykładowo w Egipcie zawsze widziałem ładne dziewuszki:) Również planowaliśmy odwiedzić Boracay ale teraz te Rosjanki…sam już nie wiem :)

    • To tylko rosyjskie święta przyciągnęły takie ich tłumy. Warto pewnie jeszcze ominąć chiński Nowy Rok i ma się bardziej wielokulturowe towarzystwo! No i ładne dziewuszki też były, nie ma co ściemniać, ale czasem jak się trafią takie dwie czy trzy żelbetowe panny, to cały horyzont przysłonią i tych ładnych nie da się dostrzec :)

  • Marianka

    Piękna wyspa,malownicze krajobrazy, najfajniejszy ten na 2 fotce. Relacje ciekawe.C
    zekam na następne.Miłego podróżowania.:-)

    • dziękujemy! no czasem jak ktoś zbyt duży wejdzie w kadr to nijak dobrego zdjęcia się nie da ustrzelić :)

  • nie żebym był masochistą ale mogliście zilustrować jakąś dużą diewoczkę

    • wersja nieocenzurowana zawierała wszystkie te dodatki i jeszcze kilka opisów, ale cóż, trzeba czekać na edycję kolekcjonerską bloga :)

    • Aniu,ślicznie wyglądasz…A wpis na blogu ubawił nas do łez…



Czytaj więcej
Przeklęte Langkawi, wspaniała Malezja Wyspa jest bardzo apetyczna, ma cudowne piaszczyste plaże i całe mnóstwo porozrzucanych niewielkich wysepek będących rajem dla nurkujących i snorklujących. Ma gęstą dżunglę, wodospady i pola ryżowe. Jest absolutnie topowym miejscem do skosztowania...