Od kontroli do kontroli: bezpieczeństwo w Urumqi

10 lipca 2015  By nakreceni.in 
0


Barak robotniczy z pokojami dla podróżnych szukających chwili wytchnienia. Nasza przystań po długim dniu pedałowania. Godzina 23.30, kończymy oglądać francuską komedię kiedy słyszymy zbliżający się odgłos syreny policyjnej. Ocho, pewnie przyszli po nas! Dobrze wiemy, że nasz gospodarz nie pofatygował ani siebie, ani nas do zarejestrowania się na komisariacie. Kto wie czy w tej wiosce w ogóle mają jakiś komisariat? Kroki na korytarzu nie wróżą niczego dobrego. Rozlega się pukanie do naszych drzwi, a że to kawał blachy, a nie żaden machoń, to pukanie brzmi dość złowieszczo. Ania kryje się pod kołdrą, ja wyskakuję z łóżka i witam w naszych wyjątkowo skromnych tego dnia progach dwóch policjantów. Mają srogie miny, twarde spojrzenie i są w pełnym rynsztunku. Trochę mi głupio, że witam ich w samych gaciach. Panowie, chyba mnie nie aresztujecie w takim stroju, przynajmniej założyłbym bardziej wyjściowe majtki! Tak czuliśmy, że podróżowanie po Chinach bez paszportu to ryzykowny pomysł.

Dzień wcześniej w Urumqi

Mamy już dość siedzenia w mieście i czekania na kazachską wizę. Tam akurat trafiło się święto, wcześniej weekend, a wklejenie do paszportu kartki z podpisem to najwyraźniej nie jest akcja na pięć minut. Musieliśmy czekać cały tydzień i zaczęło nas nosić. Podróżowanie po Chinach bez paszportu jest kłopotliwe. Kupicie bilet na pociąg, ale do niego nie wsiądziecie, do międzymiastowego autobusu też nie. Zameldowanie się w hotelu może okazać się niewykonalne, bo na recepcji nie siedzi żaden cichy bohater, który podejmie ryzyko podjęcia gości zagranicznych na podstawie ksera dokumentów, w tym wizy. Uznaliśmy że jakby co mamy namiot i piękną tyradę o ubezwłasnowolnieniu, jakiego dokonała na nas ambasada Kazachstanu.

Urumqi jest pięknie położone, na otaczające je góry spogląda z dołu, ale dopóki nie wyjedzie się z miasta i nie wyrwie z oparów pieczonego naana, nie dojrzy się w całości tego krajobrazu. Pozazdrościć ośnieżonych szczytów mogłoby nawet Katmandu. Pojechaliśmy na południe, popychani wiatrem z łatwością oddalaliśmy się od cywilizacji i dopiero farma wiatraków skierowanych w naszą stronę uświadomiła nam, że kierunek podmuchu w tym rejonie jest stały i nie wróży nam to lekkiego powrotu. Pomruk wiatraków na pustkowiu jest wyraźnie słyszalny, a pedałowanie przez rzucane przez nie cienie przyprawia o oczopląs. Skupiliśmy się na widoku gór i zmierzaliśmy do położonego w dolinie pomiędzy dwoma pasmami jeziora. Jeziora nie było. To już trzeci raz podczas naszej podróży, gdy niebieska plama na mapie okazuje się łąką. Razem z wodą wyparowały chęci do dalszego wysiłku. Mieliśmy robić tam nawrót i kontynuować naszą trasę po drugiej stronie doliny na przeciw sile wiatru. W pewnym momencie Ania zachwiała się na rowerze i podparciem uratowała przed upadkiem.

– Widziałeś?! Podmuch prawie mnie wywrócił!

Tak naprawdę, to ja zawadziłem o jedną z Ani sakw, co wytrąciło ją z rytmu. Oczywiście nie przyznałem się i wolałbym, żebyście zachowali tę informację dla siebie. Za chwilę wiatr naprawdę pozbawił Anię równowagi i wywróciła się na pobocze. To może brzmi abstrakcyjnie, ale te podmuchy były w stanie uderzyć z taką siłą, że obudowany sakwami rower nie nadawał się do prowadzenia dla kogoś drobnej budowy. Przed nami rozciągał się step, a zdarzyło nam się już w Nowej Zelandii spać na otwartej przestrzeni przy huraganowym wietrze i nie wspominamy tych nocy z rozrzewnieniem. Zdecydowaliśmy, że ten odcinek zostawiamy sobie na kolejny dzień i że Ania powinna jeść więcej białka.

 

Urumqi-3099 10Urumqi-3023 11 Urumqi-3026 13 Urumqi-3077 3

Za sobą zostawiliśmy maleńką wioskę, wokół której posadzono trochę zieleni. Postanowiliśmy do niej wrócić, przeczekać kilka godzin do zmierzchu w jakiejś knajpie i w lesie rozbić biwak. Rekonesans nie wyszedł obiecująco, las był równie oszukany co jezioro; precyzyjnie odmierzone rzędy drzew nie dawały schronienia, a po terenie wałęsały się psy. Popytaliśmy o nocleg w wiosce i za chwilę zastęp Chińczyków prowadził nas w to jedno miejsce, do wspomnianego na wstępie baraku. Gospodarz powitał zagranicznych gości z honorami. Uprzątnął gruz w naszym pokoju, wskazał lepszy, bo nieużywany przez nikogo innego kibel w niewykończonym pomieszczeniu i naszykował nam miski z wodą do obmycia twarzy i nóg. Przyniósł wrzątek, zieloną herbatę i kubeczki. Nie zdążyliśmy się rozgościć, kiedy zarządził, że musimy wziąć aparat i iść z nim na spacer. Opowiadał nam o wiosce, o tym jak wyschło jezioro, pokazywał sady morelowe i zachęcił do wypełnienia toreb zerwanymi z drzew owocami. Co ciekawe, całość konwersacji odbyła się na migi, a i tak rozumieliśmy się doskonale. Chyba musimy cofnąć żarty o graniu z Chińczykami w kalambury, bo z tamtym w składzie nie mielibyśmy sobie równych! Sielanka. Tyle że ktoś postanowił na nas donieść.

Chińska policja

Policjanci nie domagali się okazania paszportów. Ksero w połączeniu z dowodami osobistymi wystarczająco ich uspokoiło. Być może pomogło nam nie bycie Amerykanami, wrażenie zrobiła też przedłużona w Hami wiza, czyli znak zaakceptowania naszej dłuższej obecności w kraju przez ważne biuro bezpieczeństwa publicznego. Wyciągnęli swoje iphony (piątki) i zrobili zdjęcia dokumentów. Gorliwie zapewniliśmy, że nie rozumiemy chińskiego, więc nie próbowali prowadzić rozległej konwersacji. Dopytali jedynie o nasze zawody i odeszli pouczać właściciela. Z naszych doświadczeń wynika, że chińscy policjanci (i w ogóle urzędnicy) to grupa dobrze wykształcona, wyszkolona i nieźle opłacana. Mają dobry sprzęt, znają odrobinę angielski i zachowują się wobec nas zawsze bardzo kulturalnie. Następnego dnia z gestykulacji gospodarza zrozumieliśmy, że przyczepili się do niego o przyjęcie nas pod dach, bo powinien był nas wyrzucić, ale sprawa rozeszła się po kościach. Zabrał nas jeszcze na smaczne śniadanie i pożegnał prosząc byśmy koniecznie do niego zajrzeli, jeśli powrócimy w te strony.

Urumqi-3075 1Urumqi-3048 17 Urumqi-3064 19

Rozpoczęliśmy odwrót. Wiatraki kręciły się z pełną mocą, a nam pedałowanie na najniższej przerzutce przeciw siłom natury szło jak za karę. Po kilku kilometrach na przerwę zaprosił nas… patrol policji. Elegancki sedan zatrzymał się koło nas, wysiadła trójka gliniarzy i zaczęła nas przepytywać. Nie czujemy przy chińskiej policji żadnego stresu, wiemy, że nie będą próbowali naciągnąć nas na łapówkę, ani złośliwie utrudnić życia. Dość długo udawaliśmy, że niezbyt rozumiemy ich angielski, ale ostatecznie musieliśmy wyciągnąć dokumenty. Ponownie kserówki nie wzbudziły zastrzeżeń. Oprócz dokumentów sfotografowano także nas, nie wiemy czy do rodzinnej kroniki, czy mamy już założoną kartotekę w Chinach. Grzecznie poprosili nas żebyśmy na następnym skrzyżowaniu skręcili w kierunku Urumqi i nie robili po drodze żadnych zdjęć. Acha, tu was boli.

Urumqi-3097 8 Urumqi-3109 14 Urumqi-3104 12

Sposoby na bezpieczeństwo w Urumqi

Zanim dojechaliśmy do głównej drogi nad nami przecinały niebo na małej wysokości myśliwce. Zapewne jakieś ćwiczenia albo monitorowanie terenów przygranicznych, ale huk ponaddźwiękowców dopełniał obrazu całej prowincji Xinjiang, jako miejsca objętego szczególną ochroną. To właśnie na tych ziemiach co roku dochodzi do zamachów terrorystycznych. Zamieszkujący prowincję Ujgurzy toczą z Chinami partyzancką walkę wysadzając bomby, rzucając się na ludzi z nożami i prowokując zamieszki. Głównym celem są dwa największe miasta regionu, czyli Urumqi i Kaszgar. Na granicy Xinjiang prowadzona jest kontrola dokumentów, na rogatkach Urumqi tworzy się gigantyczny korek, bo sprawdzane są samochody wjeżdżające do miasta. Stacje benzynowe posiadają stróżówki, a wjazd do nich chronią szlabany lub przeciągnięta w poprzek lina.

Podczas jednej z naszych wycieczek dookoła Urumqi nie pozwolono nam wjechać na teren stacji na rowerach, chociaż nie wieźliśmy wówczas ze sobą sakw, więc nie mielibyśmy czego ukryć. Kierowcy muszą otwierać tylni bagażnik, więc rozgarnięty zamachowiec powinien raczej umieścić bombę pod siedzeniem. Może nie jest to równie głupia kontrola jak opukiwanie przez Filipińczyków patykiem plecaków na stacjach metra w Manili, ale wciąż nie chroni przed prawdziwym zagrożeniem. W samym Urumqi bramki i labirynty poprowadzone wzdłuż barierek są stałym elementem otoczenia. Podobnie jak oddziały wojska z długą bronią zabierające część chodnika i zasłaniające sklepową witrynę. Od czasu do czasu trafi się też czołg. Do autobusu którejkolwiek z udających metro specjalnych linii Bus Rapid Transfer (BRT) nie wejdzie się z żadnym płynnym produktem schowanym w torbie lub plecaku, dlatego zakupione w markecie jogurt i kawę w puszce chowaliśmy po kieszeniach, by wejść na przystanek. Zdarzają się jednak rewizje osobiste, więc nawet ten trik może się nie powieść. Nie wiemy czy to względy estetyczne, czy bezpieczeństwa, ale wpasowuje się to w klimat paranoi na wyższym poziomie niż spotkaliśmy podczas całej dotychczasowej podróży po Chinach. Rozumiemy ich starania o zapewnienia bezpieczeństwa w Urumqi, ale nie sposób ustrzec się przed zagrożeniami nie paraliżując doszczętnie życia w ponad dwumilionowym mieście.

Urumqi-2963 18

Urumqi-2966 20 Urumqi-2975 7Urumqi-2973 5 Urumqi-2989 9Urumqi-3089 4 Urumqi-3080 2 Urumqi-3093 6




nakreceni.in
nakreceni.in
Nakręceni to Ania i Rafał. Na półtora roku zamieniliśmy etat w biurze na życie w podróży. Z plecakiem i namiotem przemierzyliśmy Azję aż na kraniec świata w Nowej Zelandii. W drodze powrotnej już na rowerze przejechaliśmy z Chin do Gruzji zostawiając pod kołami między innymi szlaki Pamiru. Blog to nie tylko wirtualna szuflada wspomnień, będziemy tu dalej dzielić się przemyśleniami o świecie, często z przymrużeniem oka, bo tak jak w podróżowaniu, tak i w pisaniu o podróżach dystans ma znaczenie. Zostańcie z nami! Jeśli chcielibyście nam zadać pytanie, czy też zaproponować współpracę lub kierunek kolejnego wyjazdu, piszcie na adres: nakreceni.in@gmail.com







Sprawdź również:




Czytaj więcej
Ultramaraton w drodze na wydmy w Dunhuang! Czterysta kilometrów pedałowania przez pustynię w drodze na piaszczyste wydmy pustyni Gobi koło Dunhuang. A po drodze pszczoła, flak i burza piaskowa. Teraz to już naprawdę się rozgrzaliśmy!