Akurat głosiliśmy nad wyraz dobrą nowinę Hiszpanom o tym, jak w Iranie dajemy sprzedawcom portfel a oni sami sobie wyciągają należną kwotę, i że ani przez moment nie mieliśmy wątpliwości jak bardzo uczciwi wobec nas są miejscowi, kiedy dotarliśmy...
Akurat głosiliśmy nad wyraz dobrą nowinę Hiszpanom o tym, jak w Iranie dajemy sprzedawcom portfel a oni sami sobie wyciągają należną kwotę, i że ani przez moment nie mieliśmy wątpliwości jak bardzo uczciwi wobec nas są miejscowi, kiedy dotarliśmy...
Do Iranu jechaliśmy pełni obaw. Nie o terrorystów, ani radykałów. Baliśmy się miejscowej gościnności. A co jeśli zbyt wiele atencji nas przytłacza i będziemy zmuszeni od niej uciekać? Czy nie wywołamy trzeciej wojny światowej? Naprawdę...
Z bazarów w Iranie ten w Kaszan podobał nam się najbardziej. Być może chodziło o efekt świeżości, zachwycaliśmy się każdym łukiem, sklepieniem i dziedzińcami skrywającymi nieduże meczety.
Pisk opon dotarł do mnie za późno, by zareagować inaczej niż krzykiem. Zanim zdążyłem się obrócić i dostrzec co się za mną dzieje, poczułem uderzenie. Rower podskoczył, a ja wyleciałem z siodełka i bezwolnie pofrunąłem na granicę życia...
Mieliśmy się dopiero przekonać, że nie każda ulica w Iranie wygląda jak kondukt żałobny, ale akurat Meszhed (Mashhad), pierwsze duże miasto na naszej ścieżce po islamic republic miało wszystko to czego po państwie wyznaniowym się spodziewaliśmy.
Aszchabad jeszcze przed świtem wyglądał jak skrzyżowanie disneylandu z Las Vegas. Gdzieniegdzie wystrzeliwały w niebo oświetlone minarety, pałacowe kopuły i dziwne konstrukcje, które mogły być zarówno pomnikami jak i rakietami kosmicznymi.
Nie bierzemy odpowiedzialności za nieodpartą chęć podróżowania, która może pojawić się po zapoznaniu z treścią bloga!
Ania&Rafał | nakreceni.in@gmail.com