Karakol – turystyczne centrum Kirgistanu

24 sierpnia 2015  By nakreceni.in 
3


Na wjeździe do Karakol serwis rowerowy tak posklejał przebite dętki („dajemy 100% gwarancji!„), że do niczego się już nie nadawały. Wzięli za to dolara i to był wciąż bardzo dobrze wydany banknot, bo powiedzieli nam, że na bazarze możemy dostać nasz rozmiar gum, tylko musimy koniecznie powoływać się na coś o nazwie URALSKOYE.
– Ale co to właściwie ma być, dlaczego uralskoye?
– No Ural, to takie góry…

Ruskie dętki prosto z gór. Ciekawe czy bazar okaże się ich bijącym źródłem.

Bierz albo spadaj – turystyka postsowiecka

W Karakol prężnie działa informacja turystyczna, biuro CBT, które zrzesza hotele i pensjonaty, aby z jednej strony ułatwiać zadanie przyjezdnym, a z drugiej by regulować ceny, czyli trzymać je na odpowiednim poziomie. Tym samym, Kirgistan nie należy do krajów z tanią bazą noclegową. Trudno znaleźć pokój dwuosobowy za mniej niż 50-60 zł, nawet jeśli szuka się jedynie czterech ścian i łóżka. Poza miastami korzystnie wychodzą oferty tzw. homestay, gdzie w cenie otrzymuje się także obfity obiad i śniadanie. Wtedy wydatek 80-90 zł na parę ma trochę więcej sensu, choć wciąż budżetowcy zdecydowanie powinni pozostać przy opcji namiotowej. Karakol jako punkt startowy wielu trekkingów (miasto leży u stóp agresywnie wypiętrzonych gór) stał się centrum turystycznych rozrywek wycenionych wedle zachodniego standardu. Są przeloty helikopterem za setki dolarów, są wycieczki dżipami i trekkingi konne. A do tego kilku bardziej cwanych właścicieli baraczków zwanych dumnie pensjonatami. Ich podejście nas lekko zdziwiło, ceny z kosmosu i nastawienie bieresz albo wypad. Mamy nadzieję, że wybredni turyści z czasem podepczą ich dobre samopoczucie. Już teraz te miejsca świeciły pustkami, choć Karakol pod koniec lipca przeżywało najazd obcokrajowców. Od bardzo dawna nie byliśmy w tak międzynarodowym miejscu. Swoją przystań znaleźliśmy w o niebo przyjemniejszej i wyraźnie tańszej gastinicy, gdzie obsługa rozdawała uśmiechy i faktycznie gościła turystów zamiast ich odstraszać. ZSRR może opuścił Kirgistan dawno temu, ale sojusz wciąż mieszka w głowie wielu mieszkańców.

Kirgistan-3971 24

Wjazdu do Karakol broni WIELKI PTAK

Kirgistan-4122 22 Kirgistan-4110 17

Karakol na granicy cywilizacji

Jeśli przeniesiono by was z Polski do Karakol to odbylibyście podróż nawet bardziej w czasie niż przestrzeni. Natknęlibyście się na gaz-wodę czyli saturatory, lody z automatów i podejrzane acz smaczne szejki od pulchnej pani w brudnym fartuchu, spożywczaki zza lady i posępny wielobranżowy dom handlowy, w którym obsługa śledzi wasze ruchy w kolejnych alejkach. Od tego wszystkiego odcinają się nieliczne kawiarnie, starające się posiadać wystrój i klimat. Serwują ekspresowe espresso (ekspresso) i latte bez kożucha. To prawdziwe wytchnienie dla Ani, która dotychczas do rozpuszczalnej kawy dostawała gorące nieprzyjemnie marszczące się mleko. Wcześniej próbowaliśmy prosić o zimne, ale kelnerki nigdy nie mogły tego zaakceptować, my zaś nie próbowaliśmy zrozumieć jak powstaje mleko gorące skoro nie da się podać zimnego, a kawy nie były serwowane z saszetek 3 w 1. Tym chętniej opróżnialiśmy kieszenie z kirgijskich somów by ponownie kosztować cywilizacji, bo przecież to jej granicę wyznaczają świeżo mielone ziarna. Lekko licząc, gdybyśmy przez całą podróż nie wydawali pieniędzy na kawę, to pewnie dienieg starczyłoby na kolejnych kilka miesięcy w drodze.

Prawdziwe życie Karakol oczywiście nie ma z kawiarniami punktów wspólnych. Po nie trzeba wybrać się na bazar. Stragany układają się w labirynt wąskich alejek, więc orientacja prędko się gubi i pozostaje wyłącznie nawigacja po tematach stoisk. A znajdziecie tam wszystko. Od ciuchów, przez żywność, przemysłówkę, aż do narzędzi i części samochodowych. To właściwie dlaczego hipermarkety wyparły bazary? Wybór spożywki jak w co lepszych kirgijskich sklepach, z dominującą pozycją miodu na półkach. Miód rozlewa się do plastikowych buteleczek po czymkolwiek nadającym się do ponownego użycia. Recykling w starym stylu, co zresztą jest widoczne w Kirgistanie w szerokim zakresie. Kawałki drutu, plastikowe butelki i pręty bliżej nieokreślonego pochodzenia świetnie odnajdują się w krajobrazie pełnym prowizorki: tworzą ogrodzenia, drzwi wejściowe do posesji, sprawdzają się jako element zewnętrznych toalet, pryszniców, a nawet konstrukcji samych domów. Tu drugie życie otrzymują też pozornie zużyte części maszyn i samochodów, bo wszystko można naprawić, nawet jeśli tylko na chwilę. Opony większości aut wyglądają jak po ataku krakowskich nożowników, ale poddaje się je wulkanizacji aż do momentu, gdy samochód po eksplozji jednej z nich spadnie w przepaść i spłonie (choć to wyłącznie przypuszczenia). Zanim doczytasz ten wpis 137 kirgijskich kierowców złapie gumę (dane nie są szacunkowe, wyssaliśmy je z palca). Na szczęście wulkanizacja to najpopularniejszy punkt usługowy Azji Centralnej, więc większość kierowców nie będzie musiała daleko szukać pomocy.

Kirgistan-3979 27Kirgistan-3994 8 Kirgistan-3982 30 Kirgistan-3985 5

Nam na bazarze również poszło gładko. Słowo-klucz: URALSKOYE doprowadziło nas na właściwe stoisko, gdzie bardzo szeroka kobieta sprzedawała nawet 28 i pół calowe dętki. Chińskie i rosyjskie, taki wybór! Zrobiliśmy zapas zakładając, że nie wszystkie drogi Kirgizi zdążyli na nasz przyjazd wyasfaltować i świat ponownie stał otworem przed dwójką długodystansowych rowerzystów z przypadku.

Kirgistan-4011 10

Wieczór w Karakol umilił nam Niemiec opowiadający swoją historię o kręceniu filmu dokumentalnego o Kirgistanie. Z racji zajęcia, został zaproszony do wzięcia udziału w weselu i to jako gość honorowy. Pomimo bycia wegetarianinem od dziecka, nie mógł tym samym odmówić wzięcia udziału w konsumowaniu baraniego łba podczas uroczystości. Jeszcze przed weselem miał także raczej wątpliwą przyjemność uczestniczyć w zarzynaniu konia i ćwiartowaniu go na nadchodzące święto pary młodej. Długo musiał zmywać z siebie krew zwierzęcia, a wspomnień i tak zmyć nie zdołał. Z pewnością, będą to jego najbardziej niezapomniane chwile w krótkiej jeszcze karierze filmowca.




nakreceni.in
nakreceni.in
Nakręceni to Ania i Rafał. Na półtora roku zamieniliśmy etat w biurze na życie w podróży. Z plecakiem i namiotem przemierzyliśmy Azję aż na kraniec świata w Nowej Zelandii. W drodze powrotnej już na rowerze przejechaliśmy z Chin do Gruzji zostawiając pod kołami między innymi szlaki Pamiru. Blog to nie tylko wirtualna szuflada wspomnień, będziemy tu dalej dzielić się przemyśleniami o świecie, często z przymrużeniem oka, bo tak jak w podróżowaniu, tak i w pisaniu o podróżach dystans ma znaczenie. Zostańcie z nami! Jeśli chcielibyście nam zadać pytanie, czy też zaproponować współpracę lub kierunek kolejnego wyjazdu, piszcie na adres: nakreceni.in@gmail.com







Sprawdź również:


  • Niezwykle barwna opowieść, trzymacie poziom!

  • z tego jak to wszystko opowiadał sądzimy, że ta trauma będzie go prześladować

  • wegetarianin jedzący barani łeb? Horror….



Czytaj więcej
Dolina Karkary - zielona granica Kirgistanu Na granicy kazachsko-kirgijskiej w dolinie Karkary zjawiliśmy się przed południem. Tym razem trafiliśmy na przejście rzadko uczęszczane, bez kolejek, ani wściekle przepychającego się tłumu.