To dzisiaj! Dokładnie rok temu siedzieliśmy w samolocie do Moskwy, skąd rozpoczęliśmy naszą przygodę. Trochę zdenerwowani czy na pewno o wszystkim pamiętaliśmy, czy wszystko załatwiliśmy, czy na pewno wyłączyliśmy żelazko…
Z okazji tej naszej małej rocznicy nie będzie wpisu podsumowującego, bo na podsumowania zostawiamy czas po powrocie, który zbliża się już wielkimi krokami. Na razie staramy się jednak zagłuszyć ich tupot i podczas tych ostatnich dwóch miesięcy (TA-DAM, wiecie już kiedy wracamy;)) wyciągnąć z rowerowej wyprawy jak najwięcej. Publikujemy za to listę naszych podróżniczych marzeń, stworzoną już jakiś czas temu w Nowej Zelandii.
Jeszcze nie wrócili, a już myślą o kolejnych wyjazdach?! No cóż. Po trzytygodniowym urlopie w ramach podróży poślubnej, ktoś zaczepił Rafała w pracy i trochę zażartował, a trochę pogroził: to co, następne wolne za dwa lata? Dwa miesiące później wsiedliśmy w samolot do Moskwy, skąd kolej transsyberyjska zabrała nas do Azji. A od tego czasu mija właśnie rok. I dziś też, nie zarzekamy się, nie mówimy, że na realizację naszych marzeń dajemy sobie ileś czasu, bo WHO KNOWS?! ale przypuszczamy, że będzie nam to szło sprawnie. A o ile dłuższa byłaby lista bez ostatniego roku?!
- zobaczyliśmy smoki z Komodo
- zeszliśmy do wulkanu siarkowego Ijen
- odbyliśmy trekking w Himalajach i weszliśmy na swoje pierwsze 5000 metrów
- zobaczyliśmy Góry Tęczowe w Chinach
- przejechaliśmy Pamir na rowerze (dosłownie przed chwilą! – opony wciąż rozgrzane)
- jedliśmy dim-sumy w restauracji z gwiazdką Michelin w Hong Kongu
- piliśmy sake i wcinaliśmy sushi w Japonii
- mieliśmy Inle Lake w Birmie tylko dla siebie
- skakaliśmy z wydm na pustyni Gobi
- spaliśmy w jurtach (totalna lipa, wykreślcie ze swoich list, nie warto!)
- przejechaliśmy się koleją transsyberyjską (choć dziś za większą frajdę uznalibyśmy zobaczenie wyspy Olchon)
- szukaliśmy hobbitów w zaczarowanym lesie w Nowej Zelandii
- zobaczyliśmy w naturalnym środowisku kangury i wombaty (tylko koali na wolności się nie udało)
- Ania skoczyła na paralotni z widokiem na Himalaje
- popływaliśmy z żółwiami i rekinami wielorybimi
- mieliśmy swoją one night in Bangkok
- i już wcześniej obejrzeliśmy Wielki Kanion, do którego dołączył niedawno Mniejszy Wielki Kanion Szaryński
Zanim będziemy mogli powiedzieć, że The World is Not Enough to bardzo byśmy chcieli przeżyć chociaż tyle, by znacznie skrócić poniższe listy podróżniczych marzeń:
Nakręcona lista marzeń podróżniczych Ani
- Poczuć klimat australijskiego outbacku.
Przejechać Pamir Highway. Czymkolwiek.- Zdobyć sześciotysięcznik, najchętniej Huyana Potosi przy okazji dłuższego pobytu w Boliwii. I wejść na Mount Blanc też chcę!
- Pojechać na wycieczkę w stylu lux po winiarniach i klimatycznych pensjonatach z kominkiem.
- Wrócić do Nepalu by zobaczyć, że nic się nie zmieniło. I otrzymać przepisy na ciasta z naszej kawiarni.*
- Spotkać się z setkami cieszących się na twój widok pingwinów i uchatek na Antarktydzie.
- Zostać zabrana przez męża do jego ukochanej Lizbony.
- Trafić na „plan filmowy” filmu przyrodniczego i zobaczyć jak oni to robią.
- Opanować profesjonalne programy do obróbki i montażu filmów.
- Zrobić prawo jazdy na motor. Na wszelki wypadek lub na wypadek wyjazdu do Gruzji. Choć zdecydowanie lepiej się czuję na miejscu pasażera.
- Przejechać Stany wzdłuż i wszerz domem na kółkach.
- Pomieszkać przez jakiś czas za granicą. W sumie gdziekolwiek, ale Chiny ciągną chyba najbardziej.
- Pojechać na wyjazd stricte surferski, mieszkać w domku na plaży i nauczyć się śmigać na falach.
- Zacząć naukę hiszpańskiego i testować go podczas wycieczek do Ameryki Południowej. Wielu wycieczek!
- Zachwycić się tym czym Darwin na Galapagos.
- Pojechać całą rodziną w zakręconą podróż.
- Zobaczyć Polskę całą i zrobić z tego niesamowite COŚ.
- Regularnie chodzić na ściankę wspinaczkową i pojechać „na skałki„.
- Zobaczyć zorzę polarną.
*Lista powstała dosłownie kilka dni przed trzęsieniem ziemi w Nepalu, ale postanowiłam punktu nie zmieniać. Wciąż liczę, że się spełni!
Nakręcona lista marzeń podróżniczych Rafała
- Pojeździć na rowerze po Picos da Europa, na północy Hiszpanii, wzdłuż szlaku św. Jakuba. Pewnie nie zjedziemy całego Starego Kontynentu wzdłuż i wszerz, więc chciałbym zakosztować chociaż takiego wycinka. Poczuć radość z pedałowania przez kraj z naszego kręgu kulturowego, w którym nie będziemy mieli żadnych problemów z dogadaniem się i gdzie na koniec dnia będziemy mogli zaszaleć i zjeść jamón iberico, queso manchego skropiony oliwą i napić się co najmniej Marques de Caceres
- Odbyć trekking wokół masywu Mount Blanc, tak w ramach oswajania się z tą górą, żeby w następnej kolejności zdobyć jej szczyt
- Zrobić ULTIMATE road trip po USA, ze wschodu, przez północ na zachód. Zjechać wybrzeże na północ od Kalifornii i schodzić Yellowstone
- Wspiąć się gdzieś na 6k metrów i powiedzieć sobie wówczas dość, bo niby nie w tym rzecz, żeby wchodzić coraz wyżej, ale to 6000 brzmi jak wyzwanie, któremu trudno się oprzeć
- Przejechać na motorze Amerykę Południową, niekoniecznie całą na raz. Spędzić dużo czasu zwłaszcza w Peru, Ekwadorze i Patagonii
- Odrobić lekcję z powstawania gatunków na Galapagos
- Spotkać się oko w oko z orką w Patagonii
- …i z dzikimi zwierzętami na Antarktydzie
- Wspiąć się na Fuji, tzn naprawdę się wspiąć, a nie wjechać, czy dać się wnieść
- Przepłynąć kajakiem Dolinę Rospudy
- Wybrać się na prawdziwy kilkudniowy trekking po polskich górach, żeby nie musieć się we wspomnieniach górskich szlaków odwoływać wyłącznie do dalekich krain
- Odbyć rejs po wyspach indonezyjskich od Sulawesi przez Maluku do Papuy
- Island hopping po Polinezji Francuskiej, stracić rachubę jaki dziś dzień skacząc pomiędzy linią zmiany daty
- Poznać australijski outback i mniej typowe australijskie oblicze z lasami tropikalnymi na północy
- Poobserwować życie zwierząt w rezerwacie ochrony środowiska naturalnego gdzieś w Afryce
- Odbyć rafting na Zambezi i nakręcić z tego krótki film
- Spróbować gdzieś kanioningu, tak żeby było ekstremalnie i na krawędzi
- Zamieszkać znów w Lizbonie, choćby na rok